Skocz do zawartości

aguagu

Użytkownik
  • Postów

    682
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    17

Treść opublikowana przez aguagu

  1. Rzeczywiście Polska nie jest liderem w dziedzinie nanotechnologii, ale jakbyś połączył to z nauką niemieckiego. Teraz widzę, że dużo ludzi idzie na transport, co ma sens, bo w końcu jesteśmy krajem tranzytowym, pytanie tylko, kiedy rynek się nasyci.
  2. aguagu

    Co studiowac

    Studia to nie zawodówka, nie dają pracy. Lepiej idź na kurs zawodowy. W Olsztynie szukają betoniarzy, zbrojarzy, magazynierów, fryzjerów, tynkarzy, ślusarzy, spawaczy. Wybór jest duży i spore szanse na pracę. Na studia idzie się, kiedy jest to konieczne do wykonywania dane zawodu (a to się zdarza rzadko, głównie lekarzom i prawnikom) algo kiedy interesuje Cię jakaś dziedzina i chcesz się w niej rozwijać, a przy okazji masz pomysł, kim chcesz być i jak wykorzystać wiedzę w pracy zawodowej. Bo studia dają wiedzę z jakiejś dziedziny, a nie zawód. Poza tym zwykle wybiera się je przed maturą i zdaje pod nie przedmioty. Pomysł pójścia na cokolwiek, na co Cię przyjmą z Twoimi wynikami, to akurat prosta droga do bezrobocia. Bez pomysłu na siebie przebimbasz 3 lub 5 lat na jakimś kierunku, potem zarejestrujesz się w UP i będziesz płakać, że nie ma pracy dla absolwentów.
  3. Z gospodarką przestrzenną też nie jest tak słodko, bo same studia nie dają w zasadzie żadnych uprawnień projektowych czy budowlanych. W ogóle nie ma czegoś takiego jak przyszłościowe kierunki studiów, są tylko przyszłościowi studenci. Są osoby, które świetnie radzą sobie na rynku pracy po filozofii, a są takie, które nie radzą sobie po informatyce. Kierunki przez Ciebie wymienione są dość ogólne, na każdym trzeba mieć na siebie pomysł. Mam akurat trochę znajomych po stosunkach i oni pracują w bardzo różnych miejscach: od reklamy i marketingu przez NGO do ministerstw. Takie studia dają raczej fajną ogólną wiedzę o świecie, ale zawód to już trzeba sobie wymyślić. i to jeszcze w trakcie studiów i wtedy zacząć zdobywać doświadczenie. Osoby, które szły na te kierunki z braku laku i nic w trakcie studiów nie robiły, żeby potem zapisać się w pośredniaku, stworzyły im złą renomę wylęgarni bezrobotnych. Ale to tak naprawdę od człowieka zależy i jego zaradności. Ja mogę Ci powiedzieć, że statystycznie najwięcej bezrobotnych absolwentów jest administracji i pedagogice (zwłaszcza resocjalizacyjnej), ale to nie znaczy, że Ty też będziesz mieć problemy na rynku pracy. Najważniejszym pytaniem jest tu tak naprawdę, co Ty chcesz w życiu robić i który kierunek mógłby Ci w tym pomóc.
  4. Czemu wszyscy myślą, że jestem facetem? Trochę nie rozumiem sensu takich tematów, ktoś zamiast sobie wejść na strony konkretnych uczelni i przeczytać warunki przyjęcia na dany kierunek, woli założyć wątek na forum i czekać, aż ktoś pomyśli za niego albo przeczyta to w necie za niego. Raz że skuteczność takich działań jest zerowa, a dwa że przy takim braku zaradności nie wróżę sukcesów na rynku pracy... Poza tym, czy ta osoba ma jakiekolwiek plany na życie, czy pójdzie na cokolwiek, co podpowiedzą internauci, nawet na dźwigowego? Bo to nie pytanie, na co ją wpuszczą, a co chce po tym robić.
  5. A czy ta bliska osoba nie nauczyła się czasem na studiach czytać? Czy może mieszka w lesie i niema neta? Takie informacje są podane na stronach internetowych uczelni.
  6. Wiadomo, że barometr jest oficjalny, więc tam nie będzie tych bardziej zaradnych, co się nigdy nie zarejestrowali w UP. Dlatego warto też po prostu poczytać ogłoszenia o pracę, wtedy się zobaczy, co się pokrywa. Poza tym można się w ten sposób dowiedzieć o zawodach,o których nasi kochani urzędnicy nie słyszeli.
  7. Na pewno po chemii, ale na stronie uczelni powinny być warunki rekrutacji.
  8. BHP to nie osobny kierunek, a specjalizacja albo podyplomowe, to nie jest aż tak szerokie zagadnienie. Poza tym BHP zrobiło się modne kilka lat temu i wtedy sporo osób się na to rzuciło i nie wiem, czy teraz jest na to zapotrzebowanie. Warto wybadać rynek. Przejrzyj, jakich ogłoszeń z ofertami pojawia się najwięcej w Warszawie albo zajrzyj do barometru zawodów. Zarządzanie to też szeroka działka, można po tym robić wszystko albo nic. Dlatego też trzeba tu mieć jakiś na siebie pomysł, wybrać sensowną specjalizację. Zarządzanie zaocznie ma wiele dobrych szkół w Warszawie publicznych (SGH, UW, SGGW) i prywatnych (Koźmiński, Łazarski, Civitas, od biedy jeszcze Vistula).
  9. Ale to słabej i niewymagające szkole niczego się nie nauczysz i wyrzucisz tylko pieniądze w błoto. Będziesz po niej w identycznej sytuacji jak teraz. Serio. Dziś dyplomy na nikim nie robią wrażenia, zwłaszcza po takich biedaszkołach. Jak chcesz coś robić w informatyce, to bez matmy ani rusz, matematyka to podstawa informatyki. Bez tego to można co najwyżej pracować w sklepie komputerowym albo pisać jakieś bardzo proste rzeczy typu strony internetowe. A bez angielskiego w IT zginiesz. Tutaj większość firm jest zagraniczna, bez angielskiego nawet nie zaproszą Cię na rozmowę. W Warszawie są dobre prywatne szkoły (Koźmiński, Łazarski, SWPS, Collegium Civitas), ale to też trzeba wiedzieć, na co chce się iść i co po tym robić. Poza tym na publicznych też można studiować zaocznie i często jest nawet taniej. Niemniej jak chcesz iść, żeby było łatwo, to lepiej nie idź wcale. Potem tylko będziesz narzekał, że nic Ci te studia nie dały i dalej pracujesz tak, gdzie pracowałeś. Nie ma na tym świecie nic za darmo, jak się nie wysilisz, nie będzie korzyści. Może jakiś sensowny kurs zawodowy zamiast tego? Możesz nawet zrobić prawo jazdy na autobus, w komunikacji miejskiej w Warszawie zawsze brakuje kierowców (klik). Zarobisz więcej niż po byle studiach na byle uczelni.
  10. Obczaj sobie, gdzie były najniższe progi (link).
  11. Jeśli Ci zależy na tej medycynie, obstaw słabsze szkoły, gdzie progi powinny być niższe. Uniwersytet Opolski, Rzeszowski, Zielonogórski, UJK w Kielcach, Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu. Nawet jeśli w pierwszej turze się nie załapiesz, to większość osób składa tam na wszelki wypadek i możesz wskoczyć. Chyba lepiej studiować coś, co się lubi, w mniejszym mieście niż na siłę szukać czegoś innego. Z tych innych też masz spory wybór: pielęgniarstwo, położnictwo, fizjoterapia, weterynaria, analityka medyczna, farmacja, biologia, biotechnologia, kosmetologia, zdrowie publiczne...
  12. Ale matematyka jest podstawą informatyki, trochę trudno bez niej robić jakieś poważniejsze rzeczy. Z samymi językami programowania to sobie można być co najwyżej deweloperem. O takich rzeczach jak pisanie gier nawet nie wspomnę, bo tu jeszcze sporo fizyki dochodzi. I generalnie informatyka na politechnikach jest na wyższym poziomie, na uniwerku to już tak powiedzmy dla tych trochę mniej zdolnych, a takie szkoły jak WSIZ to już w ogóle bez komentarza.
  13. Wybór jest raczej oczywisty, PW to najlepsza politechnika w kraju. Ewentualnie WAT. SGGW specjalizuje się w czym innym, więc poziom tych kierunków technicznych będzie niższy niż w szkołach typowo technicznych. Pozostałe dwie to śmieszne prywatne szkółki, o których nikt nie słyszał.
  14. Każda opcja ma jakieś plusy i minusy. Najwięcej tłumaczy się z angielskiego i na angielski, ale z drugiej strony jak pójdziesz na anglistykę, będziesz tłumaczem tylko jednego języka. Trochę już go znasz, więc gdybyś poszła na inną filologię, a angielskiego douczała się na kursach, mogłabyś pracować z dwoma językami. To już jakaś przewaga na rynku. Wydaje mi się, że widuję troszkę więcej ofert z francuskim niż rosyjskim, ale oba są raczej duże, więc to podobny poziom zapotrzebowania. Czeski to już większa nisza, choć też widuję oferty (ostatnio mi mignęła nawet jakaś księgowa z czeskim). Gdybym się jednak miała zdecydować na bohemistykę, wtedy przyłożyłabym się też do angielskiego, bo bałabym się, że ten rynek się jednak okaże za mały. Ale ogólnie to kierowałabym się sercem, im bardziej Ci się będzie podobał dany język, tym lepiej się go nauczysz. Możesz sobie też zobaczyć, jakie oferty pojawiają się najczęściej w grupach dla tłumaczy i ogólnie dotyczących pracy z językami obcymi.
  15. Kreatywną księgowość to prowadzą może jacyś Janusze biznesu, u których i tak nie opłaca się pracować. A z freelancem to jest tak, że im dalej w las, tym lepiej. Początki bywają bardzo trudne i rzeczywiście to takie ciągłe szukanie pracy, ale potem ma się już stałych klientów i pracuje się dużo przyjemniej. Łatwiej jest, kiedy zacznie się coś robić już na studiach. Ja na przykład tłumaczyłam dla rożnych organizacji pozarządowych i tak skompletowałam sobie portfolio. Jeśli uda Ci się przebrnąć przez ten okres bycia początkującym tłumaczem, to później będzie już z górki.
  16. Kombinujesz w dobrą stronę. Pracuję w branży i często zajmuję się weryfikacją tłumaczeń, więc mam jakieś tam rozeznanie, z czym tłumacze mają problem. Często jest to własnie język polski. To prawdopodobnie pokłosie filologii obcych, na których duży nacisk kładzie się na język obcy (co zrozumiałe), ale rodzimy traktuje po macoszemu. A tłumacz musi pracować w obu językach. Na specjalizacjach tłumaczeniowych są czasem jedne zajęcia ze stylistyki i poprawności, ale bardzo podstawowe (jak unikać najpowszechniejszych błędów typu cofać się do tyłu). Ale już trafić na tłumacza, który ogarnia polską interpunkcję, to jak znaleźć oazę na pustyni. Oczywiście to, czy te braki są bardziej czy mniej istotne, zależy w dużej mierze od specjalizacji. Jeśli chce się tłumaczyć książki czy artykuły, to poważny problem, jeśli teksty techniczne -- znacznie mniejszy. Nie jestem jednak w stanie kompletnie niczego powiedzieć o kierunku, o który pytasz. Nie znam tej uczelni. Nie jestem więc w stanie powiedzieć, czy te studia rzeczywiście coś dają, czy tylko ładnie się nazywają. Inna spawa, że w dzisiejszych czasach w tłumaczeniach bardzo liczy się specjalizacja. Tłumacze tekstów technicznych, medycznych, finansowych czy prawnych mają dobre stawki i nie narzekają na brak zleceń. Dlatego to dodatkowe wykształcenie kierunkowe bywa bardzo przydatne. Bo wbrew powszechnie panującej opinii nie wystarczy znać język, żeby tłumaczyć, trzeba jeszcze rozumieć, co się tłumaczy. Jeszcze z innej strony ekonomia/finanse plus język obce to dziś w większych miastach bilet wstępu do międzynarodowych firm i korporacji, które całkiem nieźle płacą. Jest naprawdę duże zapotrzebowanie na ludzi znających się na finansach i znających jednocześnie języki obce. To też się trzeba zdecydować, co Ci pasuje. Czy spodoba Ci się praca w firmie, czy się wykończysz. Niektórzy własnie uciekają do firm z branży tłumaczeniowej, bo im się nie podoba, że dziś tłumacze to głównie freelancerzy i że trzeba zakładać działalność. Wolą stałą pensję i pracę do 17. Wszystko to kwestia gustu. Niemniej oba Twoje pomysły są sensowne. Sama zdecyduj, w którą stronę Cię bardziej ciągnie.
  17. I bardzo dobrze! Jeszcze Cię powinni z uczelni za to wywalić.
  18. Też mam kuzyna po ZiIP, ale on akuratnie robi temu kierunkowi dobrej reklamy. Mało znam osób aż tak opornych na wiedzę wszelaką jak on, a poszedł tam, bo na nic innego się nie dostał, i skończył na ściągach bez większego problemu. Oczywiście nijak nie świadczy to o przydatności samego kierunku. A jeśli gdzieś jest więcej ofert niż IT, to właśnie w finansach (zwłaszcza że tutaj oferty są w całej Polsce, a IT to jednak głównie duże miasta). FiR plus języki obce (ta znajomość języków jest bardzo często podkreślana w ogłoszeniach) to dziś dobry interes.
  19. Do każdego egzaminu na aplikację obowiązuje konkretna lista aktów prawnych, które trzeba opanować i pytania dotyczą tylko tych aktów, nie mogą być spoza. Żadnej niespodzianki tu nie ma. Co więcej, co roku jest najwięcej pytań z konkretnych aktów, na przykład na notarialnej zawsze najwięcej jest z KC i KPC. Jeszcze nigdy nie było inaczej. Nie wiem więc, co miałaby oznaczać loteria poza losowym przydziałem pytań. Niespecjalnie obchodzi mnie to forum i to że udajesz sobie na nim Pana Boga. Ale pomyślałeś kiedyś, że możesz komuś zaszkodzić, wypowiadając się na tematy, o których nie masz pojęcia? To są często zagubieni maturzyści, którzy wierzą, że otrzymali poradę eksperta. A nie otrzymali, otrzymali widzimisię admina, który wypowiada się na wszystkie tematy od fizyki kwantowej po prawo cywilne, o większości nie mając pojęcia. Jeśli ktoś to weźmie poważnie, może podjąć głupią decyzję, której będzie żałował. Tak, pewnie nie powinno się podejmować decyzji na postawie anonimowych wypowiedzi w internecie, ale jednak ludzie, zwłaszcza młodzi, czasem tak robią i to wymagałoby od dorosłego człowieka jakiejś odpowiedzialności za słowa. Bo to, że dorosły facet się denerwuje, jak ktoś się nim nie zgadza, wysyła upomnienia, blokuje i zamyka wątki jak obrażony dzieciak z podstawówki, to akurat w moim życiu kompletnie nic nie zmienia. To tylko obciach dla tego, kto się tak zachowuje.
  20. Dobrze, rozpiszmy to. Po pierwsze, czy chcesz docelowo mieszkać w Nowym Sączu? Jeśli tak, to weź pod uwagę ograniczenia tamtejszego rynku pracy. Małopolska nie stoi przemysłem i IT (to ostanie poza Krakowem oczywiście). Zajrzyj sobie do barometru zawodów, żeby się zorientować, jak wygląda rynek. Co zaś do PWSZ, to tak, tam idą zwykle osoby, które nie dostały się nigdzie indziej, i tak będziesz postrzegany. Poza tym istnieje ryzyko, że poziom studentów nie będzie tam powalający i to ogólnie będzie wpływało na jakość studiowania, bo prowadzący będą się musieli dostosować. No i własnie rynek pracy. Kraków i Katowice mają dobry, Rzeszów niekoniecznie, Nowy Sącz jeszcze słabiej. Co zaś do samych kierunków... ZiIP - ten kierunek rzeczywiście bywa postrzegany na politechnikach jako kierunek dla debili, bo łatwo się tam dostać i łatwo skończyć. To połączenie zarządzania z podstawową wiedzą o przemyśle. Niemniej to nie jest tak, że zupełnie nie ma po tym pracy. Ale żeby była, potrzebne są jakieś zakłady produkcyjne, czyli tu bym najbardziej polecała Śląsk. Pytanie też, czy taka praca w zakładzie i organizowanie produkcji Cię kręci. Informatyka stosowana - nie jestem pewna, czym to do końca różni się od zwykłej informatyki, ale jak mniemam może być tam więcej matematyki z wyższej półki. Informatycy to ogólnie dziś pupilki na rynku pracy, bo praca sama do nich przychodzi (ale to też głównie w większych ośrodkach miejskich, Kraków jest znanym ośrodkiem IT). Ale to też pytanie, czy odnalazłbyś się w programowaniu albo administrowaniu bazami danych. Ekonometria, informatyka i ekonometria - dość trudne, bo łączysz informatykę z wiedzą o ekonomii, ale i opłacalne. Analitycy finansowi naprawdę ładnie zarabiają, choć to też raczej praca na większe miasto. Ekonomia - bardzo ogólne studia, ludzie muszą się zwykle po tym douczać konkretów, np. księgowości na różnych kursach i podyplomowych. FiR - bardziej opłacalne od ekonomii i w przeciwieństwie do IT księgowych i spec. od finansów szukają w całej Polsce, więc nie ogranicza do największych miast. Zarobki też raczej spoko, choć często więcej w tej pracy znajomości przepisów niż liczenia. Matma z gatunku łatwiejszych. Lingwistyka i filologia - to akurat moja działka. Generalnie jak na to idziesz, straszą bezrobociem, ale nie jest tak źle. Nauczania w szkołach publicznych nie polecam, bo takiej pracy jest mało, a zarobki są obraźliwe. Lektorom w szkołach prywatnych się lepiej powodzi, choć to z kolei praca popołudniami i w weekendy. Z tłumaczeń też da się wyżyć, choć wielu narzeka na zepsuty rynek. Najlepiej od początku się zacząć w czymś specjalizować, bo takie tłumaczenia są najlepiej płatne. Za tłumaczenia techniczne już za to naprawdę ładnie płacą. W większych miastach filologowie pracują bardzo często w rożnych korporacjach, gdzie ta znajomość dobra języka jest tak naprawdę ważniejsza, bo codziennych obowiązków delikwent się nauczy. Jeśli połączysz filologię z finansami, to już w ogóle będziesz idealnym kandydatem do międzynarodowej korporacji. Nawet jeśli nie pójdziesz na filo (choćby jako drugi kierunek), nie odpuszczaj nauki angielskiego. Czy w finansach, czy w przemyśle biegły język otworzy Ci wiele drzwi. Postaw też na dobrą szkołę. Z takimi wynikami z angielskiego dostałbyś się na UJ, nie ma sensu kisić się na PWSZ w Nowym Sączu.
  21. To nie jest to samo, transport to szersza i bardziej techniczna dziedzina, logistyka jest tylko jakąś częścią transportu. Studia będą więc trudniejsze, ale i więcej się nauczysz, ogólnie PW da ci szersze perspektywy niż SGGW (tam to się można uczyć o weterynarii i hodowli krów).
  22. Człowieku, to są tylko statystyki, czyli średnia. Wystarczy jeden ziutek zarabiający więcej od innych (bo akurat jest super zdolny albo akurat jego tata ma firmę), żeby cała grupa poszła w górę. (Wg danych ze śledzenia ekonomicznych losów absolwentów po ASP zarabia się 15 tys.). Takie statystyki może i są jakąś pomocą, ale nie można ich brać zbyt poważnie, bo statystyczny Polak to ma jedną jądro i jedną pierś. ktoś dobrze opisał, skąd się biorą rozbieżności w wynikach. Btw jeśli dan statystyczne, którymi posługują się uczelnie, pochodzą z ZUS, to oficjalnie jeszcze nic w życiu nie zarobiłam.
  23. Żadna loteria, nie przedstawiaj swoich dziwnych poglądów jako faktów, to naprawdę adminowi nie wypada. Egzamin na aplikację to przepytywanka z danego zakresu ustaw, które albo się przerobiło, albo nie. A nie gra w lotka. Ludzie zwykle intensywnie się uczą przez kilka miesięcy przed egzaminem i to jest cała tajemnica, dlaczego to zdają. Pracujący często i tak rzucają pracę przed egzaminem, żeby mieć czas ogarnąć materiał. A na aplikacji szuka się już zwykle pracy w zawodzie. Nie wiem, skąd u admina parcie na studia zaoczne i wciskanie wszystkim, jakie to fajne. Czasem to dobre rozwiązanie, czasem nie. A czasem po prostu zaocznie się nie da, bo kierunek jest zbyt trudny. (Ciekawe czy ktoś chciałby, żeby ciął go zaoczny chirurg?) Albo czasem za dużo się traci (na przykład na zaocznych filologiach jest o połowę mniej godzin nauki języka). A czasem się po prostu nie opłaca, bo pracowanie w zawodzie nie jest możliwe bez pewnych uprawnień, które nabędzie się dopiero po studiach, więc nie da się zdobywać doświadczenia wcześniej. Do tego branża branży nierówna i każda ma swój klimat. W niektórych branżach doświadczenie zawodowe jest królem i nikt nie ocenia człowieka jako debila, bo ten był na zaocznych. Ale w niektórych branżach na takie osoby patrzy się z góry. A niestety środowisko prawnicze jest dość snobistyczne. Przy okazji dwa przydatne linki dla autora:
  24. Taaaa.... Ewentualnie stypendium socjalne 700 zł, rektora 500 zł plus dodatek mieszkaniowy i wychodzi tyle samo bez pracy Praca podczas studiów czasem ma sens, kiedy na przykład można zdobyć wcześniej doświadczenie w zawodzie, a studia nie są aż tak wymagające. Jak ktoś studiuje politologię, to rzeczywiście byłoby nawet nierozsądne nie pracować podczas studiów, bo wtedy studia sobie, a praca sobie. Ale prawo to inna bajka. Bez uprawnień w zawodzie i tak się nie popracuje, a tyranie w jakimś sklepie wiele do życia zawodowego nie wniesie. (No chyba że kogoś przypili konieczność ekonomiczna, wtedy to zrozumiałe). Jeśli finanse nie są problemem, lepiej usiąść na czterech literach i się uczyć, bo jednak studenci dzienni statystycznie lepiej dostają się na aplikację. A to jest właśnie główny cel każdego przyszłego prawnika: dostać się na wymarzoną aplikację. Prawo to głównie nauka pamięciowa, nie jest to rocket science, ale wymaga czasu. Studia dzienne dają przede wszystkim czas.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.