Skocz do zawartości

aguagu

Użytkownik
  • Postów

    682
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    17

Treść opublikowana przez aguagu

  1. To bardzo dobrze, że chodzisz i już coś z tym robisz. A co do testów predyspozycji to są lepsze i gorsze, wiadomo, ale naprawdę warto w wolnej chwili. Czasami wynik potrafi zaskoczyć i podrzucić jakiś pomysł, na który się po prostu wcześniej nie wpadło. Ten montażysta to bardzo dobry pomysł, da Ci doraźne korzyści. Nad studiami masz czas się jeszcze zastanowić, przecież się nie pali.
  2. W weekend. Nieraz cała sesja trwa tylko jeden weekend i piszesz wtedy wszystkie egzaminy. Taki maraton.
  3. Trochę się offtop zrobił cenowy. Niektóre uczelnie mają opcje robienia podwójnej specjalizacji, wtedy mógłbyś tę nauczycielską połączyć z inną, byłoby bezpieczniej. Bo rzeczywiście nastawiać się na samo uczenie polskiego w szkole... No, to się może po prostu nie udać. Jednak filolodzy języków obcych mają tu o niebo lepiej, bo są szkoły językowe. Tu zostają tylko publiczne, a tam naprawdę może być krucho. Co zaś do nauczania polskiego jako obcego, to zależy, jak się wstrzelisz w rynek. Mój kolega się tym zajmuje i ma naprawdę dużo pracy. Pierwszą pracę w ogóle dostał... bez doświadczenia ani wykształcenia kierunkowego. Po prostu wstrzelił się w rynek, bo biegle mówi po ukraińsku, a dziś najwięcej obcokrajowców uczących się polskiego to właśnie Ukraińcy, którzy niekoniecznie dogadają się z nauczycielem po angielsku. Co zaś do branży wydawniczej, to redaktorzy i korektorzy lubią sobie ponarzekać, że przepełnienie i stawki niskie, co pewnie też jest prawdą. Na pewno jest to praca, którą trzeba sobie samemu wychodzić, pokombinować, jak tu zdobyć pierwsze doświadczenie. No i większość redaktorów i korektorów pracuje dziś zdalnie, co może być plusem, a może być minusem. Minusem, bo nie ma tej stałej pensji tego samego dnia miesiąca, a plusem, bo można mieszkać w lesie i dalej mieć pracę albo łączyć ją z jakąś inną działalnością, na przykład karierą naukową. (Koleżankę korektorkę, która wykłada na uczelni też mam). Z drugiej strony w branży wydawniczej można robić i inne rzeczy, na przykład być redaktorem prowadzącym tytuły albo zajmować się marketingiem. Możesz sobie wejść na ogłoszenia na jakimś branżowym portalu typu Wirtualny wydawca czy Rynek książki i zobaczyć, kogo się tam w ogóle szuka. Jeśli będziesz chciał iść w stronę wydawniczą/redaktorską i studiować w Lublinie, to zdecydowanie polecam to edytorstwo na KUL-u zamiast zwykłej polonistyki. Czasem bywa też specjalizacja medialna, ale ona jest trochę niczym, więc nie polecam. Dziennikarzem zostać można i bez tego. Czasem bywają specjalizacje logopedyczne, co jest do rozważenia, jeśli kręci Cię leczenie ludzi z wadami wymowy i dysleksją. Ale jeśli mam być szczera, to większość moich znajomych polonistów i tak wylądowała w branży kreatywnej (nie tylko media, różne agencje reklamowe, PR), bo tam po prostu jest najwięcej pracy. W różnych grupach branżowych na fejsie jestem i akurat te z branży reklamowej uginają się od ofert na różnych PM-ów, ekantów i administratorów fanpage. Czasem mnie to przeraża i chyba ogólnie źle świadczy o naszej cywilizacji, że za pisanie postów na stronie producenta sedesów płacą dziś lepiej niż za niesienie kaganka oświaty dzieciom w szkole.
  4. Ja bym brała inżyniera, bo nauczą Cię tam kilku dodatkowych rzeczy, których na uniwerku Cię nie nauczą. Ale to kwestia preferencji. Przejrzyj programy studiów i zobacz, co Cię bardziej interesuje. Jak masz blisko Poznań, to też bym bardzo nie kombinowała. Poznań ma dobry rynek pracy, najniższe bezrobocie w Polsce, a do tego dobre szkoły wyższe. Politechnika Poznańska jest dobra (w prywatne szkoły bym się raczej nie bawiła).
  5. Logistykę ma większość politechnik w tym kraju. Wystarczy wybrać jakąś relatywnie dobrą, której lokalizacja Ci pasuje. Może być na przykład Politechnika Śląska, Poznańska, Łódzka albo WAT... To z bardziej technicznej strony, z bardziej ekonomicznej mają ją też uniweki i uniwersytety ekonomiczne...
  6. aguagu

    Reżyseria - gdzie?

    Brakuje Warszawskiej Szkoły Filmowej, ale ona jest prywatna i dość droga.
  7. To, że Panis sprzedająca na rynku truskawki weźmie więcej, bo się pofatygowała na ten rynek, nie znaczy, że ogólnie spożywka jest droższa. Sprawdź sobie porównania cen produktów w supermarketach w poszczególnych miastach i przekonasz się, że w tych większych wcale nie jest drożej. Np. Jeśli chłopak chce pracować w IT, to z tych dwóch koniecznie powinien wybrać Kraków.Najlepszy rynek w Polsce pod IT mają Warszawa, Wrocław i Kraków właśnie.
  8. No ale koszty czego? Jedzenia? No chyba nie, przynajmniej o ile masz zamiar robić je sam, a nie stołować się na mieście. koszty ubrań? Też niespecjalnie. Abonamentu za telefon? Koszty środka do mycia toalety? Też nie. To tylko kwestia droższych nieruchomości. Plus ewentualnie dojazdów do miasta rodzinnego, bo dalej. Straszenie ludzi ogólnym kosztami nie ma sensu, trzeba powiedzieć, co jest droższe. A akurat mieszkanie w akademiku dość skutecznie rozwiązuje problem drogich mieszkań.
  9. Oba miasta różnią się przede wszystkim ceną najmu mieszkań, ceny w akademikach w całym kraju są zbliżone. Ale to też z czegoś wynika, krakowski rynek pracy jeszcze jakoś funkcjonuje, w Rzeszowie nie bardzo, więc i mieszkania są tanie.
  10. Połączenie finansów z językami obcymi jest dzisiaj naprawdę na topie, którego byś nie wybrała, powinnaś na tym skorzystać. Sama siedzę w branży tłumaczeniowej i też często śledzę ogłoszenia w różnych grupach z pracą z językami obcymi. Sinolodzy to zdecydowanie elita zarobkowa wśród filologów, chociaż niby ofert nie ma dla nich aż tak dużo, to jednak jak już są, to za sensowne pieniądze. Pod względem liczby ofert to zdecydowanie królują angielski i niemiecki, ale z francuskim też jest sporo. Z rosyjskim widuję mniej. Za to włoski może być w Twoim przypadku całkiem przydatny, mamy w Polsce sporo włoskich banków i nawet mój nauczyciel włoskiego mówił mi, że bardzo dużo pracowników banków chodzi na kursy. Czeski to już większa nisza, ale to jednak nasi sąsiedzi, więc takie oferty jak księgowa z czeskim też się trafiają, a jak jest większa nisza, to i mniejsza konkurencja. Poza tym Polakowi pewnie łatwiej dojść do pełniej biegłości z czeskiego niż z mandaryńskiego.
  11. Akurat na typowe księgowe jest stałe i duże zapotrzebowanie, więc to najpewniejsza ścieżka kariery. Musisz wybrać specjalizację pod to, co chcesz robić. Interesuje Cię bankowość, wybierz bankowość. Jeśli audyt, wybierz specjalność związaną z audytem. To naprawdę tylko kwestia Twoich preferencji i planów.
  12. No ale jako kto chcesz pracować? inne przedmioty przydadzą się księgowej, a inne analitykowi czy aktuariuszowi.
  13. aguagu

    przymierzam się

    To może po prostu informatykę, jak Cię to kręci.
  14. Nie sieję defetyzmu, po prostu stwierdzam, że ten rynek też nie jest taki różowy, jak się niektórym wydaje. Wielu osobom się wydaje, że skoro rynek IT jest dziś taki fajny, to to się przekłada na wszelkie zawody techniczne, a wcale niekoniecznie się przekłada. Poza tym osoba autorki jest przykładem na bardzo niefajną tendencję, którą ostatnio dostrzegam, a która jest efektem tej propagandy "Wszyscy idźmy na politechniki". No bo jednak nie wszyscy się do tego nadają i nie wszyscy powinni. W latach 90. było tak, że wszyscy pchali się na byle jakie studia, bo wierzyli, że dyplom daje dobrą pracę. Ucierpiały najbardziej kierunki społeczne, bo uchodziły za najłatwiejsze i dużo kompletnie niezainteresowanych tematem osób je skończyło. W pewnym momencie zyskały więc złą renomę wylęgarni bezrobotnych, choć tak naprawdę zawinił czynnik ludzki, czyli banda matołów, która nie miała na siebie pomysłu, a egzaminy zalizała z użyciem ściąg. W ostatnich latach coraz więcej takich osób szturmuje politechniki. "Który kierunek na politechnice mam wybrać, tylko żeby nie był zbyt trudny i żeby nie było za dużo matmy". Takie osoby będą najpewniej miały w przyszłości problem ze znalezieniem pracy (na takim utrzymaniu ruchu też przecież trzeba coś umieć) i doprowadzi to tylko do zdewaluowania tych kierunków w oczach społeczeństwa. Znowu kierunek i cała dziedzina nauki będzie winna, że ktoś nie ogarnia. Poza tym w dzisiejszych czasach trzeba się uczyć stale w życiu zawodowym, ktoś kto skończył studia z musu, nie będzie tego robił i w końcu wypadnie z rynku. Btw. to na głupiej zdaniem autorki socjologii też jest matematyka w postaci statystyki.
  15. Zawsze jest jeszcze emigracja. Wielu absolwentów emigruje. Niestety Polska gospodarka jest mocno odtwórcza. Mało tu laboratoriów czy działów R&D. Nowe rzeczy wymyśla się raczej na Zachodzie, u nas tylko je składa w fabrykach. Jak ktoś decyduje się zostać, rzeczywiście często pracuje poniżej kwalifikacji (u nas inżynier pracujący jako zwykły operator maszyny, a czasem nawet ochroniarz w supermarkecie to niestety nie taki rzadki widok). Obawiam się, że to też może być przypadek IM... A nasze kochane państwo, zamiast wspierać rodzime firmy, woli dawać ulgi podatkowe tym zagranicznym, które nas traktują jak tanią siłę roboczą, a do tego przejawia myślenie wyjątkowo życzeniowe. Jakby zrobienie z takiej biotechnologii kierunku zamawianego i wkładanie ludziom do głowy propagandy, jakie to przyszłościowe, miało magicznie sprawić, że nagle będzie gdzie pracować. No ale przecież zawsze można zostać... przedstawicielem handlowym jakiejś zagranicznej firmy, która sprzedaje u nas swoje produkty hi-tech.
  16. aguagu

    ahg czy uek?

    Bo ja wiem, ja właśnie słyszałam sporo narzekań na studia ekonomiczne na uczelniach technicznych, głównie z powodu braku odpowiedniej kadry, która czasem bywa trochę z łapanki. Zwykle jest też tak, że jeśli uczelnia się w czymś specjalizuje, to wciska też związane z tym przedmioty na te dodatkowe kierunki prowadzone niejako pobocznie z innych dziedzin. Niektórym studentom to przeszkadza, bo ich po prostu nie interesuje.
  17. Yyyy no ok, ale co chcesz robić w życiu? Ogólnie wybiera się raczej studia pod przyszyły zawód, a nie wybiera jakiekolwiek studia pod przedmioty maturalne (to drugie to świetna droga do bezrobocia). W ogóle już przedmioty na maturze powinnaś wybrać pod określone studia. Zamiast iść na cokolwiek, może zastanów się na spokojnie, co chcesz w życiu robić. Chyba masz mniej więcej jakąś orientację, czy wolisz być chirurgiem plastycznym czy bibliotekarką.
  18. Jak większość ludzi mylisz psychologa z psychoterapeutą. Ten pan, u którego się leży na kozetce, to właśnie psychoterapeuta. Nie każdy psycholog nim jest. Po skończeniu psychologii trzeba jeszcze do tego zrobić kilkuletnie, kosztowne kursy. Nie wszyscy absolwenci idą więc tą drogą. Psychologia to bardzo ogólne wykształcenie, po którym można robić różne rzeczy. Wielu psychologów pracuje w badaniach rynku, branży reklamowej, rekrutacji, ostatnio widzę, że coraz więcej w user experience design. Mój były szef był psychologiem (właściciel agencji reklamowej), a moja koleżanka po psychologii pracuje w Urzędzie Skarbowym. Naprawdę nie ma kierunków gwarantujących pracę (poza seminarium duchownym), pracę trzeba sobie znaleźć i mieć na siebie pomysł. I dalej uważam, że dobry psycholog poradzi sobie z tym lepiej niż bieda inżynier, który nie ogarnia matmy.
  19. Ja bym powiedziała, że większość filologii zaczyna się od zera. W Polsce prowadzi się filologie z kilkudziesięciu języków, a w szkołach średnich uczy tylko kilku. I tu też wybór jest ograniczony, bo w niektórych miastach po prostu nie znajdziesz liceum z włoskim czy hiszpańskim. Francuski trafia się częściej, ale to jednak nie taki pewnik jak angielski. Dlatego poza kilkoma wyjątkami (typu anglistyka) większość filologii jest od zera, a na niektórych masz po prostu dwie grupy: jedną dla zaawansowanych i jedną od zera. I naprawdę ludzie dają radę. Na studiach dziennych ta nauka jest na tyle intensywna, że naprawdę dasz radę opanować język na dobrym poziomie. Poza tym liczba godzin praktycznej nauki języka jest zawsze dostosowana do jego względnej trudności dla Polaków (dlatego na sinologii jest ich więcej niż na filologii rumuńskiej). Co do ekonomicznych nie będę się mądrzyć, ale większość ludzi w tym pracujących poleca raczej wyspecjalizowane uczelnie ekonomiczne. Ale dzisiaj zapotrzebowanie na wszelkiej maści finansistów jest tak duże (zwłaszcza z językami obcymi, że naprawdę nikt nie będzie wybrzydzał). Chyba że chcesz studiować dwa kierunki i na UWr będziesz miała po prostu bliżej od siebie te wydziały, to wtedy możesz wybrać też uniwerek, to naprawdę nie taka duża różnica.
  20. Generalnie jest tak, że określony kierunek musi mieć pewne podstawowe przedmioty, żeby w ogóle być tym kierunkiem. Więc ta podstawa zawsze jest taka sama. Ale do pewnego stopnia możliwe są pewne wariację, to widać zwłaszcza w przedmiotach specjalizacyjnych. O weterynarii nie chcę się mądrzyć, mogę powtórzyć tylko to, co słyszałam od wetów. A słyszałam, że raczej na polskich uczelniach jest nacisk na zwierzęta hodowlane (tak jest np. na warszawskim SGGW). Mogę Ci za to powiedzieć, jak to wygląda ze strony pacjenta. Wiele absolwentów weterynarii narzeka na brak pracy, za to pacjenci narzekają na brak weterynarzy i ustawiają się w długich kolejkach do tych dobrych. Sama u wetów zostawiłam już majątek. Czemu? Bo nie tylko ze zwierzętami egzotycznymi jest problem. Nawet weci specjalizujący się w zwierzętach towarzyszących ogarniają niestety zwykle tylko psy i koty. Jak chcesz leczyć chomika, szczura, świnkę morską, fretkę czy królika, to masz problem. W Warszawie są dwie przychodnie specjalizujące się w gryzoniach i królikach, ceny są tam ogromne, a kolejki długie. Pytałam kiedyś, czemu jest ich tak mało. Pan doktor powiedział mi, że to wynika po prostu z tego, że takich rzeczy w ogóle nie uczą na studiach. Trzeba się tego nauczyć po prostu na własną rękę albo od specjalizujących się w tym weterynarzy. Nie podpowiem Ci niestety, którą uczelnie wybrać. Ale na pewno możesz zrobić to: przejrzyj dokładnie plany studiów i poczytaj, jakie w ogóle są dostępne specjalizacje na poszczególnych uczelniach (teoretycznie może być dużo, pełna lista tutaj, ale nie wszystkie uczelnie mają wszystkie). Pogrzeb też po facebooku i znajdź grupy dla studentów z poszczególnych uczelni. Wtedy będziesz mogła popytać u źródła, na co się tam kładzie nacisk.
  21. aguagu

    ahg czy uek?

    Jeśli chcesz być księgową, to najlepszy FiR, ekonometria to już bardziej dla analityków. W księgowości wbrew pozorom niewiele jest liczenia, za to trzeba znać mnóstwo przepisów.
  22. Też nie do końca, bo istnieje dzisiaj technik opiekun medyczny i technik opiekun osób starszych. To właśnie osoby od podcierania i kamienia. I wbrew pozorom jest na to zapotrzebowanie nawet w szpitalach, bo pielęgniarek brakuje (one rzeczywiście robią poważniejsze rzeczy).
  23. Po prostu przelicz sobie punkty wg zasad rekrutacji, a jeśli na stronie nie znajdziesz informacji o progach, to zadzwoń do dziekanatu i zapytaj, od ilu w zeszłym roku przyjmowali.
  24. Wiem, że nie uwierzysz starszej koleżance, ale na tym świecie nie ma nieprzyszłościowych kierunków studiów, są tylko nieprzyszłościowi studenci, którzy nie mają na siebie pomysłu. To oni stoją w pośredniakach, bo albo nie wiedzą, co ze sobą w życiu robić, albo po prostu ordynarnie nie umieją niczego pożytecznego robić, choć mają w kieszeni papiery jakichś uczelni. Nie znam za wiele osób z bogatych domów, w sumie to chyba prawie żadnych. To Polska, spójrz na statystyki zarobków, w większości jesteśmy z biednych domów. Mam znajomych tak po chodliwych kierunkach po politechnikach, jak i po tzw. wylęgarniach bezrobotnych. I co? No i właśnie nic. Rzeczywiście dobry inżynier jest w stanie zarobić statystycznie więcej niż znajomi po studiach humanistycznych i społecznych. Ale i ci drudzy dostają po 4-5 tys. w różnych firmach, więc nie głodują (a są i tacy, którzy na pewnym etapie pozakładali sobie firmy i radzą sobie dużo lepiej). Z drugiej strony znam też osoby po informatyce czy automatyce, które pracują w sklepach. Możesz się naprawdę słono rozczarować, jeśli będziesz ślepo wierzyć w te statystyki, po których kierunkach się dobrze zarabia. To że kilka osób dobrych w swoich fachu ciągnie statystyki w górę, nie oznacza wcale, że reszta, a zwłaszcza ci, którzy się ze studiami i pracą męczą, jest w takiej super sytuacji.
  25. Z rynkiem nieruchomości się zgadzam, w Warszawie i jeszcze kilku innych miastach jest dość bolesny. Ale reszta to nieprawda. Akurat studenckie rozwodnione piwo nie kosztuje więcej niż gdzie indziej. Poza tym studenci nie muszą wynajmować mieszkań. Ja przez sporą część studiów mieszkałam w akademiku i nie płaciłam więcej niż choćby znajomi z Lublina. Ceny żywności w supermarketach są tu takie same jak wszędzie indziej. A już na przykład komunikacja miejsca jest dość tania (mam porównanie z kielecką i tamta była droższa). W wielu miejscach są zniżki dla studentów. Niskobudżetowo da się tu żyć na studiach. Problem zaczyna się właśnie, jak pójdziesz do pracy i musisz wynająć to przeklęte mieszkanie.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.