Skocz do zawartości

aguagu

Użytkownik
  • Postów

    682
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    17

Treść opublikowana przez aguagu

  1. Trochę tak, ale to też tylko na początku, kiedy szukasz pierwszej pracy. Im dalej w las, tym mniej się na to patrzy, U osoby, która pracuje już kilka lat, ma to marginalne znaczenie. Najważniejsze jest to, co przez te kilka lat robiła i co de facto umie.
  2. Kierunek coś tam jedna determinuje. To jest różnica, czy ktoś pójdzie na medycynę czy na filologię. Zupełnie inne drogi zawodowe się po tym otwierają. Uczelnia ma drugorzędne znaczenie. Lepsza jest o tyle fajniejsza, że prędzej się tam człowiek czegoś nauczy, a inni studenci będą ciągnęli poziom w górę, a nie w dół. Najważniejsze jest jednak, czego człowiek się na tych studiach nauczy, co będzie miał w głowie i jak to wykorzysta w praktyce.
  3. Dzienne studia generalnie da się połączyć z pracą w weekendy.
  4. W tym wypadku powiedziałabym, że jest raczej odwrotnie. Przemysł mięsny i mleczarski nie jest zainteresowany leczeniem zwierząt, co najwyżej wykorzystaniem ich do momentu, do którego jest to możliwe, podtrzymywaniem przy życiu, dopóki zwierzęta nie staną się zbędne albo ich ciał nie będzie można do czegoś wykorzystać. Wykonuje się tylko najprostsze zabiegi, zabezpiecza przed chorobami zakaźnymi, droższe się nie opłacają, bo by się bilans nie zgadzał. Ten przemysł jest jednak dość okrutny. Weź pod uwagę, że nawet takie knury kastruje się na żywo, bo znieczulenie to za duży koszt. Jeden weterynarz jest tam zapewne w stanie obsłużyć tysiące zwierząt. Niemniej autorka pisze, że do tego jest mniej chętnych i łatwiej znaleźć pracę, w co wierzę, bo tu mogą w grę wchodzić jakieś osobiste i sentymentalne powody. Nie jest to miejsce dla miłośnika zwierząt. Ludzie zupełnie inaczej się zachowuję, jeśli w grę wchodzą zwierzęta towarzyszące. Przynajmniej pisząc z punktu widzenia dużego miasta i pewnej grupy społecznej. Wiele osób jest w stanie płacić za zabiegi przedłużające życie zwierzęcia, nawet jeśli to tylko odkładanie nieuniknionego, kiedy w grę wchodzi więź emocjonalna. Najwięcej pieniędzy w życiu na cele medyczne wydałam w pewnej warszawskiej specjalistycznej przychodni dla gryzoni. Chociaż te zwierzęta i tak żyją zaledwie kilka lat. I uwierz, że nie byłam jedyna, zawsze tam były tłumy. Ludzie kochający swoje zwierzęta o wiele chętniej otwierają portfele niż rolnicy i hodowcy, bo tu w grę wchodzi zupełnie inna motywacja. Co zaś do NFZ-u, to obecnie mało znam ludzi, którzy korzystają z usług publicznej służby zdrowia, raczej częściej chodzi się po jakichś Luxmedach itp., ale to też pewnie dlatego, że w otoczeniu mam ludzi względnie zdrowych. Kiedyś w przyszłości może się to zmienić. Albo i nie, bo równie dobrze może się okazać, że leczenie choroby X nie jest refundowane albo refundowane są tylko przestarzałe metody leczenia i trzeba będzie zbierać kilkaset tysięcy na leczenie. Wtedy to na pewno przekroczy wydatki na weterynarz.
  5. Żyjesz na planecie, na którą nie chciałabym nawet jechać na wakacje. W moim świecie ludzie wydają na wetów więcej niż na swoich lekarzy.
  6. No tak, ale jak już spojrzysz na inne dane, typu wynagrodzenia.pl, to się okaże, że średnia zarobków weterynarzy jest większa niż położnych. Tak ogólnie wśród wszystkich, a nie tylko zaraz po dyplomie (a takich osób dotyczą dane z ELA). Na wynagrodzeniach dla położnych mediana to 3600 brutto, a dla weterynarzy 4200 brutto. Pytanie więc, jak to się dalej potoczy i który zawód jest rozwojowy. Jest wiele zawodów, do których trudno się wbić, bo jest wielu chętnych. Ten próg wejścia jest rzeczywiście wysoki i trudno coś znaleźć osobie bez doświadczenia. (Pod tym względem mój zawód, tj. tłumacz, jest absolutnie tragiczny). Osoby początkujące długo szukają i często biorą rzeczy bardzo mało płatne. Sytuacja osób, które przetrwały ten moment i są już doświadczone, mają wiedzę, są specjalistami wygląda zgoła odmiennie. Są też zawody, do których wejść jest w miarę łatwo, bo brakuje ludzi. Położnych i pielęgniarek po prostu w Polsce brakuje, a te, które pracują, są zwykle dość stare, bo mnóstwo młodych wyjechało pracować za granicę. Dostać pracę będzie więc pewnie łatwo, ale pytanie, na ile to jest rozwojowe w przyszłości. Weterynarze, którzy są dobrymi specjalistami, czyli na przykład specjalizują się w wąskiej dziedzinie albo zajmują gatunkami, na których większość weterynarzy się nie zna, mają naprawdę dobre stawki i dobrze zarabiają. Przeciętniacy nie mogą znaleźć pracy albo ledwo ciągną. Za to w przypadku pielęgniarek i położnych wystarczy dyplom, żeby dostać pracę, nie trzeba się wyróżniać. Taka jest moim zdaniem różnica. Tak na marginesie to nie jestem fanką systemu ELA. Pomysł jest zacny, ale wykonanie trochę takie jak wielu innych rzeczy w urzędach za publiczne pieniądze. Po pierwsze w tym systemie jest straszny burdel. Autorzy próbują zestawiać zarobki po grupach kierunków, ale w samej klasyfikacji jest totalny burdel. Te same kierunki powtarzają się w kilku kategoriach albo są przyporządkowane dość osobliwie, na przykład w kierunkach społecznych znalazłam kiedyś inżynierię danych (sic!). Nie osobnej kategorii dla kierunków ekonomicznych, więc te sobie krążą po wszystkich innych działach od ścisłych do humanistycznych. Słowem: garbage in garbage out. Same wskaźniki bezrobocia też nie do końca odzwierciedlają sytuację zawodowe i często to rejestrowane bezrobocie mija się z faktyczną liczbą pracujących. Nie wszyscy się rejestrują tylko dlatego, że nie mają pracy, za to dużo osób rejestruje się tylko po to, żeby dostać dofinansowanie na działalność gospodarczą. Inną sprawą jest to, że tzw. zarobki po studiach trochę się już zdezaktualizowały. Nie mamy żadnej pewności, że dochody ludzi widniejących w tych statystykach to zarobki z pracy w zawodzie i że studia miały jakikolwiek wpływ na ich wysokość. Dziś bardzo dużo ludzi pracuje już w trakcję studiów w zawodach pokrewnych lub nie, coraz popularniejsze jest też chodzenie na studia w ramach samorozwoju przez osoby dorosłe, które finansowo się już ustatkowały. ELA traktuje to wszystko jednakowo i tak przez kilka lat wisiało tam, że po filozofii na UW zarabia się średnio 15 tys. złotych (najwidoczniej studiował ją hobbystycznie jakiś prezes dobrze prosperującej firmy i zawyżył wszystkim statystyki). Dlatego ja już wolę sprawdzać dane z wynagrodzenia.pl albo pracuj.pl. Wiem, że to dane ankietowe albo z ofert pracy, a nie dane dla całej populacji, ale chociaż zakładam, że osoby wzięte pod uwagę rzeczywiście wykonują zawód X, a nie tylko skończyły studia X, a wykonują zawód Y.
  7. Serio? To jakaś nowość. Ale z tego, co widzę, to i tak wydział zarządzania, więc to i tak będzie zarządzanie pewnie tylko z modniej brzmiącą nazwą.
  8. Tak jak mówi admin. Nie ma kierunku marketing, jest tylko zarządzanie, marketing może być specjalnością.
  9. Po pierwsze bullshit, bo na przykład w Wielkiej Brytanii możesz się z polskim dyplomem wpisać do ichniego stowarzyszenia księgowych i normalnie wykonywać pracę. Po drugie w wielu krajach dyplom nie ma najmniejszego znaczenia, bo żeby pracować na przykład w księgowości, musisz mieć certyfikaty, a zdajesz je tak samo, czy jesteś Polakiem, czy Hindusem. Mylisz zapewne zwykle studia z kursami przygotowującymi do takich egzaminów certyfikacyjnych. Do tych egzaminów można się też przygotować w Polsce, bo wiele uczelni ekonomicznych jest już do tego akredytowanych. Po trzecie ja mam znajomych, którzy z powodzeniem pracują w międzynarodowych korporacjach w finansach za granicą? I co z tego wynika? Może mam po prostu bardziej ogarniętych znajomych. Naprawdę jak chcesz pracować w finansach to dyplom ma znaczenie drugorzędne, jeśli nie trzeciorzędne. Liczą się umiejętności, doświadczenie i uprawnienia. I dobra znajomość języka. Jeśli jesteśmy przy księgowości, to w takiej Wielkiej Brytanii nawet nie musisz mieć do tego uniwersyteckiego dyplomu, tylko właśnie zrobione uprawnienia i certyfikaty. Zresztą w Polsce dużo inaczej nie jest. Możesz sobie skończyć politologię, a potem zrobić kursy w stowarzyszeniu księgowych i pracować w księgowości. Wielu filologów tak teraz robi.
  10. Próbowałeś kiedyś zweryfikować swoje poglądy z czymkolwiek innym niż swoje widzimisię? Na przykład ze światem rzeczywistym?
  11. A czemu niby medyczne? Przecież to właśnie dyplomy medyczne często trzeba nostryfikować dyplom, bo nie jest z marszu uznawany. To już z innymi dziedzinami jest łatwiej. Absolwenci studiów technicznych często wyjeżdżają i po prostu pracują. Nikt z tym nie ma problemu. Ci od finansów też. Wiele międzynarodowych korpo ma teraz centra rozliczeń w Polsce. Przecież tam robi się rozliczenia nie wg polskiego prawa. Wiadomo, trzeba się douczyć, ale zasady księgowania i matematyka zostają te same. Asaro, możesz studiować w Polsce. Niektóre polskie uczelnie mają już nawet w programach uzyskanie międzynarodowych certyfikatów, takich jak ACCA (albo innych CFA, CIMA, CIA). ACCA jest najbardziej znany i uznawany na całym świecie. Tu masz, co to za zwierz (o ile mi admin nie usunie linku): http://www.poradnikksiegowego.pl/artykul,1631,2673,kariera-ksiegowego-certyfikat-miedzynarodowy-acca.html Możesz też za granicą, jeśli masz na myśli jeden konkretny kraj. Będzie łatwiej, bo nauczysz się od razu tamtejszego systemu podatkowego. Ale jeśli jeszcze nie wiesz, co i jak, gdzie chcesz jechać i to taki luźny pomysł, to lepiej skupić się na certyfikatach typu ACCA, bo z tym zatrudnią Cię w wielu miejscach na świecie.
  12. No, też mi się wydaje, że ekonomiczne położne jednak stoją dużo niżej od weterynarzy. Zresztą nawet dane średnich zarobków z Google to potwierdzają. Z jakiegoś powodu jest tak, że ludzie na jedne kierunki się pchają, a na inne nie. Położnictwo nigdy nie było popularne właśnie przez niskie zarobki. Jak sobie wejdziesz na "różne strony" to dopiero znajdziesz narzekań pielęgniarek i położnych. No chyba że wyniosły się do Skandynawii, to już nie narzekają. Poza tym ludzie zawsze narzekają. Nie spotkałam się jeszcze z kierunkiem, którego absolwenci nie opowiadaliby, jak na rynku jest ciężko. Branże, w których stosunkowo łatwo dostać pracę i stosunkowo dobrze na początku płacą, można policzyć na palcach jednej ręki. Wszyscy inni mają pod górkę, zwłaszcza na starcie. Chętnych zawsze jest za dużo, a pensje za niskie. Jakby człowiek chciał tego słuchać... Ja nie dość, że jestem z wyżu demograficznego, to jeszcze studiowałam filologię. "łooo matko, humanistyczny kierunek, pewne bezrobocie!" "przecież po tym można tylko w szkole uczyć", "jak ty w szkole pracę znajdziesz, jak nauczycieli zwalniają". No kurczę żyję sobie już tyle lat, pracuję, może milionerką nie zostałam, ale z głodu też nie umarłam i to bez zostawania nauczycielką. Początki, zanim nabyłam doświadczenia, były trudne. Setki CV, zero odpowiedzi. No ale w końcu jakoś pykło i poszło. Na Twoim miejscu zastanowiłabym się raczej, czy wolisz leczyć zwierzęta czy przyjmować porody. To jest najważniejsze pytanie. Będziesz to robić przez kilkadziesiąt lat. Spróbuj wybrać taką pracę, żebyś jej potem nie nienawidziła i nie była przez resztę życia nieszczęśliwa.
  13. Jeśli potrzebujesz konkretnych opinii studentów, to lepiej poszukaj grup dla studentów na FB. Ja Ci mogę tylko powiedzieć, że z prywatnych w Warszawie w tym obszarze najlepsze opinie miała zawsze Polsko-Japońska.
  14. aguagu

    Kierunki studiów

    Niech mnie tu poprawi któryś z kolegów po polibudzie, ale wydaje mi się, że żeby projektować i budować drogi, trzeba raczej skończyć odpowiednią specjalizację na budownictwie. Gospodarka przestrzenna to dziwne studia. Trochę podobne do architektury, trochę do geodezji, ale nie dające takich uprawień jak dwa wymienione kierunki. Teoretycznie można po tym zostać urbanistą, ale w Polsce to tak średnio jest na nich zapotrzebowanie, a władze lokalne raczej plany zagospodarowania przestrzennego mają w pupie. To raczej jeden z tych kierunków, po których sam sobie musisz wymyślić, co chciałbyś robić. Ale do projektowania dróg to raczej potrzebowałbyś uprawnień budowlanych, a to nie na gospodarce przestrzennej.
  15. Hmmm... nie bardzo wiem, co ma turystyka i rekreacja do sportu i odżywiania. Sport to bardziej wychowanie fizyczne, a odżywianie dietetyka. Praca w turystyce nie jest niemożliwa, ale też trzeba celować w miejsca, które są atrakcyjne turystycznie, liczyć się z wyjazdami. Przepuszczam też, że bardziej byłaby tam ceniona znajomość kilku języków obcych niż dyplom z turystyki. A z samego kierunku się śmieją, bo jest podobno dość niewymagający. FiR to chodliwa dziedzina, ale sam musisz zdecydować, czy cię to nie zanudzi. Trudno Ci będzie wytrzymać i na studiach, i w pracy, jeśli nie będzie Cię to kompletnie interesowało. Logistyka to też chodliwa dziedzina, mamy dużo firm, które się tym zajmują. Tutaj też pewnie należałoby przyłożyć się do języków obcych. Pewnie lepszy wybór niż zarządzanie, które jest trochę o wszystkim i o niczym, to zdecydowanie najogólniejszy z kierunków ekonomicznych. (Ale część przedmiotów i tak się powtórzy z FiR-em).
  16. aguagu

    iberystyka UW

    Jeśli chcesz jakichś szczegółowych informacji, to znajdź grupy studentów na FB. Generalnie iberystyka z portugalskim się od tej z hiszpańskim nie różni za bardzo, program jest bardzo podobny, tyle tylko, że na tę pierwszą łatwiej się dostać (na portugalski czasem trafiają osoby, które nie dostały się na hiszpański). Weź tylko pod uwagę, że iberystyka na UW to nie filologia, ale kulturoznawstwo. Mimo to nauka języka jest dość intensywna i powinnaś po tych trzech latach mówić na C1. Na kulturoznawstwie będzie jednak więcej historii i literatury i to nie tylko Portugalii. Mniej tam za to jest przedmiotów językoznawczych, które mają zwykle studenci filologii, czyli gramatyki opisowej, historii języka. Mam koleżankę po iber i ona nie uczyła się wielu rzeczy, których ja uczyłam się na innej filologii, tj. o rodzinach językowych itp., ale miała za to różne przedmioty o historii Inków czy Majów (bo Amerykę Południową też się tam omawia).
  17. Studia obcojęzyczne wśród Polaków nie są zbyt popularne, bo nawet w formie stacjonarnej są płatne i to niewąsko. Co do poziomu to wystarczy rozszerzona matura (B2). Uważaj tylko na takie studia na różnych szemranych prywatnych szkołach, bo tam często w dobie niżu ściągają studentów z całego świata, nawet jeśli ci studenci ledwo dukają po angielsku, a wtedy poziom jest bardzo niski.
  18. Oj, adminie. Chyba mało wiesz o życiu. Też jestem ze wsi w kiepskim pod względem ekonomicznym regionie i w takich miejscach wyjazd na studia to po prostu sposób, żeby się wyrwać. Wyjechać do większego miasta. Samo wyjechania i znalezienie pracy nie jest takie proste, bo trzeba mieć pieniądze na start. Żeby własnie wynająć i utrzymać się do pierwszej wypłaty. Trudno to zrobić bez pomocy rodziców. A jeśli rodzice mają parcie na studia dziecka i na nic innego łożyć nie chcą, to trzeba kombinować. A skąd my możemy wiedzieć, co mogłoby Cię zainteresować? Jednych interesuje muzyka poważna, a innych gry komputerowe.
  19. Jeśli planujesz karierę w typowym zawodzie prawniczym, który wymaga aplikacji, to nie ma sensu tracić czasu na drugi kierunek. (Jeśli nie planujesz, to samo pójście na prawo też wiele sensu nie ma). Do niczego Ci się to nie przyda, bo dopiero aplikacja da Ci uprawnienia zawodowe. Lepiej poświęć wolny czas na naukę języków osób i praktyki zawodowe, pracę w jakiejś kancelarii. Lepiej na tym wyjdziesz niż na bezmyślnym trzepaniu wielu kierunków.
  20. W takiej sytuacji to myślę, że to ma sens. Chociaż na te studia wyjedziesz do większego miasta, a tam nawet jakąś pracę dorywczą łatwiej znaleźć. Te studia nie są jakieś ciężkie, więc będziesz miała czas dobrze się przygotować do egzaminy do szkoły pożarniczej. Na tym bym się skupiła na Twoim miejscu, a studia potraktowała właśnie jako wymówkę dla rodziców i przepustkę do większego miasta. Jeśli by Ci się noga powinęła na tym egzaminie albo nagle by Cię potem olśniło, że jednak chcesz robić co innego, to najwyżej zmienisz studia. Mnóstwo osób na każdym kierunku rezygnuje po pierwszym roku, bo jednak przemyślą sprawę i stwierdzą, że im to nie pasuje. To nie jest żadna tragedia i nic niezwykłego.
  21. To chyba zależy, co chcesz robić. Ekonomia jest bardziej ogólna, FiR bardziej skoncentrowany na konkretnych zagadnieniach, zwłaszcza rachunkowości. Jeśli myślisz o pracy w księgowości i audycie, to zdecydowanie FiR będzie lepszym wyborem. Ekonomia jest ogólniejsza, często trzeba po niej robić kursy doszkalające do konkretnego zawodu. Bez tego zostają takie prostsze prace w banku, w działach finansów różnych korpo albo w ubezpieczaniach. Uczelnie ma drugorzędne znacznie (tzn. dopóki nie pójdziesz na jakaś wyższą szkołę gotowania na gazie, ale takich nie wymieniłeś). Gdyby mnie było stać, to chyba z wymienionych wolałabym ALK, większa szansa na to, że się nauczysz przydatnych rzeczy. Ani UKSW ani SGGW się nie specjalizują w kierunkach ekonomicznych, więc tam może być słabiej. SGGW jest bardzo dobra, kiedy chce się studiować weterynarię albo kierunki rolnicze, ale inne to tak sobie. UKSW to nie jest jakaś zła uczelnie, ale trochę uczelnia dla duchownych plus tych, co się nie dostali na UW. I też się bardziej specjalizuje w jakichś teologiach, polonistykach może, a nie kierunkach ekonomicznych i ścisłych. Generalnie to myślę, że w Warszawie najlepiej w zakresie kierunków ekonomicznych iść na SGH, ewentualnie na UW. A jak nie to z prywatnych właśnie na ALK.
  22. Jako podatnik płacę już za 500+, menelowe+, wybory korespondencyjne, które się nie odbyły, i milion innych durnych pomysłów polityków. Zapłacenie za to, żeby ktoś sobie postudiował boli mnie z tego wszystkiego najmniej. A czasami tak jest, że rodzina potrafi być upierdliwa, jak człowiek chce na przykład rok posiedzieć w domu, żeby poprawić maturę albo przygotować się do jakiegoś egzaminu, bo wiele osób uważa, że się wtedy "nic nie robi".
  23. Można jechać, zasady są takie jak dla dziennych. Tylko w praktyce mało kto jeździ, bo jednak zaoczni zwykle pracują.
  24. To tak nie działa. To studenci są przyszłościowi, a nie kierunki. Bardzo niewiele kierunków przygotowuje do konkretnych zawodów. W większości przypadków studia dają Ci tylko wiedzę z określonej dziedziny, a to Ty masz wymyślić, co z tym później zrobić. Wiele osób idzie na studia z nastawieniem "w sumie to nie wiem, ale jakoś to będzie" i wtedy zwykle jest katastrofa. Wymyślenie sobie ścieżki zawodowej to Twoja robota. Chcesz iść do straży? Idź do straży. Po prostu. Przygotuj się porządnie. Chyba że potrzebujesz jakiegoś kierunku, żeby posiedzieć do czasu egzaminów do szkoły pożarniczej i żeby się nikt nie czepiał, że nic nie robisz przez rok. Możesz sobie wtedy posiedzieć na tym bezpieczeństwie, czemu nie.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.