Skocz do zawartości

Gutek

Użytkownik
  • Postów

    1024
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    36

Treść opublikowana przez Gutek

  1. Chociaż opinia publiczna często bywa krzywdząca dla lekarzy, to sami zainteresowani także przykładają do tego rękę, kiedy np. pozwalają wypowiadać się w imieniu całego środowiska oderwanej od rzeczywistości grupce. Pierwszy z brzegu przykład to kuriozalne żądanie dwóch średnich krajowych na starcie, które wysuwa PR i to w sytuacji, gdy płatnych rezydentur nie starcza dla wszystkich. Dobicie do przeciętnego wynagrodzenia rzeczywiście byłoby uczciwe dla kogoś, kto właśnie skończył studia, ale domaganie się wyższych sum przez nie-specjalistę świadczy tylko o daleko posuniętej roszczeniowości. Gdyby rezydentury nie były regulowane przez Ministerstwo Zdrowia, to wielu absolwentów kierunku lekarskiego modliłoby się o przyjęcie do jakiejkolwiek pracy, która umożliwia zdobycie najniższego stopnia specjalizacji. Tak jak np. niektórzy mgr inż. potrzebujący określonego stażu do uprawnień budowlanych, którzy często zarabiają poniżej 2 tys. zł na rękę bez szans na podwyżkę, czyli wyraźnie mniej od zwykłego robotnika.
  2. Co nie znaczy, że praca osoby niedposiadającej dosłownie żadnych kompetencji (taką jest absolwent LO) pozwala na utrzymanie. Tym bardziej, gdy czesne za semestr podzielone przez 5 miesięcy daje obciążenie ok. 500 zł albo i więcej, a wzrastająca z czasem ilość materiału uniemożliwia pracę na pełen etat. Najlepsza fucha to korepetycje i tym podobne, ale one wymagają konkretnej wiedzy.
  3. Zgadzam się z Kawą, że warto zbadać negatywne opinie, ale trzeba też mieć kilka rzeczy na uwadze. - Dowiedzieć się, czy nie są wystawiane przez tych, którym zwyczajnie się nie powiodło. - Jeżeli nie, to orientacyjnie ustalić, jaki % ogółu stanowi problematyczna kadra. Na każdej uczelni znajdą się tacy, co lubią utrudniać życie i nie da się tego uniknąć, jeśli nie ma się do czynienia z tzw. fabryką dyplomów. - Poziom chyba żadnej uczelni nie jest jednolity. Istnieją wydziały lepsze i gorsze, które dodatkowo różnicują się pod względem prowadzonych kierunków. Nie da się ocenić poziomu, biorąc pod uwagę uczelnię jako całość.
  4. W takim razie pozostaje wrócić na byłą uczelnię i dotrwać na niej do licencjata, a potem magisterka w innej. Skoro z chemią radziłaś sobie bardzo dobrze, to powinnaś satysfakcjonująco zdać maturę. No chyba, że masz na myśli tylko sam początek, co jest niemiarodajne, albo poziom studiów pozostawiał tyle do życzenia, iż nie dało się potraktować ich jako darmowych korków.
  5. Nic w tym trudnego. Wszystko zależy od różnic programowych, a te na I roku studiów są znikome i dotyczą tylko treści uzupełniających. Chemia, matma i fizyka są w identycznym zakresie. Nikt nie będzie robił problemów, bo w poprzedniej uczelni na I semestrze był np. WF, a nie zarządzanie jak w drugiej. Na tej samej zasadzie niektórzy przenoszą się nawet z ochrony środowiska i biotechnologii na chemię, więc w przypadku tego samego kierunku jeszcze łatwiej. Dopiero później pojawiają się istotne różnice.
  6. Niezrozumiałe rozwiązanie z poprawką matury, skoro w grę wchodzi ten sam kierunek. Można było spróbować przenieść się na UW albo PW np. po zaliczonym 1. roku - warunek konieczny. W tym czasie zwalnia się sporo miejsc, bo część ludzi po prostu odpada, a inni z kolei uciekają dobrowolnie, ponieważ potraktowali studia jako darmowe korki z chemii, żeby móc poprawić maturę i dostać się na lekarski lub farmację. Materiał z ogólnej, nieorganicznej i organicznej na I i II semestrze nie wykracza poza rozszerzenie ze szkoły średniej. Jak więc radziłaś sobie z chemią na studiach?
  7. Owszem, istnieje pewna niewielka grupka dorównująca państwowej konkurencji, ale w dalszym ciągu pozostaje wyjątkiem, a nie regułą. Podstawowy wskaźnik porównawczy to uprawnienia do prowadzenia studiów magisterskich i doktoranckich, które świadczą o posiadaniu odpowiedniej kadry. Kolejny to przyznana przez MNiSW kategoria naukowa, będąca dodatkowo odzwierciedleniem wykonywanej pracy badawczej. Zestawienie obu tych istotnych szczegółów daje pełen obraz rozpatrywanego wydziału. PS: Osobom zorientowanym nt. filologii powinna włączyć się lampka ostrzegawcza na widok uczelni, której nazwa zawiera człon "języków obcych". Otóż, wbrew mylnym wyobrażeniom, filologia nie równa się nauce wybranego języka. Filologia to kierunek dla pasjonatów konkretnego obszaru językowo-kulturowego, który oprócz tylko jednego przedmiotu o nazwie praktyczna nauka języka, obejmuje całą masę zagadnień z zakresu językoznawstwa (w tym znienawidzonej gramatyki opisowej), literatury, kultury itp.
  8. Jeśli istnieje wybór, to jednak marka robi swoje. Absolwenci produkowani (niezbyt trafne sformułowanie) przez uczelnie nie odbiegają tutaj od całej reszty dostępnej na rynku. Mówiąc obrazowo - jeżeli akurat masz wolne dwie stówki, to najprawdopodobniej wybierzesz obuwie jednej z wiodących marek, a nie jego tańszy azjatycki odpowiednik, chociaż wcale nie musi być gorszy. Dlaczego tak się stanie? A no dlatego, że dana firma wzbudza zaufanie i bywa stawiana za wzór jakości, więc tym samym w znacznej mierze eliminuje ryzyko. Analogicznie w przypadku studentów i absolwentów. Pracodawca zatrudniając osobę po czołowym uniwersytecie wie, że posiadanie dyplomu wiąże się z nabyciem określonych kompetencji, które nie muszą być takie oczywiste dla uczelni prywatnych. Student czy absolwent tej drugiej może wykazać się porównywalną albo nawet dużo większą wiedzą, ale taki scenariusz wiąże się z pewnym ryzykiem. Natomiast każdy podmiot dąży do możliwie największej minimalizacja tegoż ryzyka. Jeśli masz szansę studiować w renomowanej uczelni państwowej, to wybór powinien być jasny.
  9. Po fizyce medycznej pracuje się głównie w handlu sprzętem elektromedycznym (takie realia odtwórczej gospodarki), a nie przy jego obsłudze. Ona pozostaje działką techników elektroradiologów, którzy posiadają ku temu stosowne uprawnienia państwowe.
  10. Rok nie ma tutaj żadnego znaczenia, bo okresem rozliczeniowym na studiach jest semestr. W ciągu semestru nigdy nie zachodzą żadne zmiany. Według ustawy o szkolnictwie wyższym, dopuszcza się określony regulaminem studiów dług ECTS, który może pochodzić tylko i wyłącznie z poprzedniego semestru. Wcześniejsze zaległości nie wchodzą w grę - pomijam uczelnie świadomie łamiące prawo z nadzieją na uniknięcie kontroli. Na zaoczne dosyć często trafiają ludzie dosłownie z przypadku. Jeśli takich trafi się akurat więcej, to szeregi grupy zostaną nieźle przerzedzone i może pojawić się problem. Ot, cała filozofia. Stosunkowo rzadki przypadek, ale jak najbardziej realny.
  11. Trzeba pamiętać, że studia niestacjonarne mają dla uczelni charakter komercyjny. Nie dostaje z tego tytułu pieniędzy z budżetu państwa, więc przede wszystkim musi zarobić na wieczorowych i zaocznych. Ponadto uczelnie cieszą się kuriozalną autonomią, która daje im szerokie pole manewru. Wszystko zależy tylko od postanowień umowy i regulaminu studiów. Państwo nie zmusza do żadnych gwarancji, za wyjątkiem sytuacji cofnięcia uprawnień do prowadzenia danego kierunku lub całkowitej likwidacji uczelni. Jednak nawet tutaj są one bardzo mgliste. Dlatego studentom rozwiązywanego kierunku można zaproponować np. kontynuację na dziennych albo urlop i dołączenie do młodszego rocznika. Można też powiedzieć: radźcie sobie sami. Prawo tego nie reguluje. Pod warunkiem, że umowa i regulamin studiów nie dopuszczają takiej sytuacji. Uczelnie to niestety prawdziwe państwa w państwie, które żyją własnym życiem. Jeśli ktoś zapłacił za okres, w którym grupa już nie istniała, to przysługuje mu zwrot czesnego.
  12. Znam przypadki rozwiązania grupy zaocznej. Nie jest ono powodem do zmartwień na obleganych kierunkach, gdzie cały rok składa się z kilku grup. Wtedy automatycznie przechodzi się do innej i problem z głowy. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie, żeby np. z czterech początkowych została jedna na samym końcu. Natomiast komplikacje zaczynają się w przypadku małego, ograniczonego do zaledwie jednej grupy, rocznika. Jeśli studia rozpoczyna tylko kilkanaście osób, to istnieje groźba, że odpadnięcie pewnego grona może doprowadzić do rozwiązania. Sens i opłacalność kontynuacji dla powiedzmy piątki niedobitków można bez problemu postawić pod znakiem zapytania. Po pierwsze - niewielkie wpływy z czesnego, po drugie - nieobecności w tak nielicznej grupie stwarzają problemy. Wówczas koniecznośc zmiany uczelni potrafi nieźle pokrzyżować plany z powodu różnic programowych na danym etapie studiów. Nabory prowadzone są niezależnie od losów starszych roczników. Słaba rekrutacja w poprzednim roku nie oznacza, że w kolejnym nie wypełnią się wszystkie miejsca.
  13. Najczęściej tak, ale bardzo duże uszczuplenie grupy może oznaczać groźbę rozwiązania. Taki scenariusz postawiłby w kropce tych, którym chciało się uczyć. Dlatego wybrane uczelnie zdecydowały się wprowadzić progi. Moim zdaniem jest to godne pochwały, ponieważ świadczy o szacunku do studentów, a nie o żądzy pieniądza.
  14. Niższe progi punktowe normalnej uczelni oznaczają większy odsiew po I roku. Dlatego gdzieniegdzie wprowadzono próg zaporowy, aby uniknąć sytuacji, w której ze studiami pożegna się np. połowa albo i więcej przyjętych.
  15. Potrzebny jak każdy inny, aczkolwiek polecać komuś teraz pedagogikę to tak, jakby życzyć źle. Kierunek ten według statystyk woj. pomorskiego kończy co roku ok. 3,5-4 tys. osób, przy czym bardziej ludne regiony kraju zapewne produkują więcej pedagogów. Nic więc dziwnego, że od lat plasuje się w niechlubnym gronie największych kuźni bezrobotnych i pracujących poniżej kwalifikacji.
  16. Mam za sobą naukę na dziennych i zaocznych, co prawda w innej części kraju i na innym kierunku, ale dorzucę swoje trzy grosze. W większości tak, chociaż istnieją też tacy (głównie starsi), co dorabiają do emerytury prowadzeniem zajęć dla zaocznych. Tak, ale realizowany w krótszym czasie. Kolokwia/egzaminy też są identyczne i dlatego warto być kontakcie z dziennymi. Ćwiczeń i laboratoriów nie można ominąć ani skrócić, więc z reguły zostają w takiej samej liczbie godzin, ale za to tnie się wykłady, żeby zmieścić się w przewidzianej puli. Oznacza to tyle, że studia zaoczne skazują na więcej pracy w domu. Prowadzący zdąży wytłumaczyć wszystko dziennym na wykładach, ale zaoczni muszą już trochę doczytać samodzielnie. Wymówka pt. "tego nie było na zajęciach" nie wchodzi w grę. Na marginesie - lenistwo nie popłaca na zaocznych, bo w razie niezaliczenia przedmiotu i wyczerpania podejść do poprawy, trzeba go powtarzać... w ciągu tygodnia, ponieważ zjazdy i tak są całkowicie wypełnione godzinami. W ten sposób można sobie rozwalić tydzień, co spowoduje kolizję z pracą. Pierwszy rok zawsze przynosi odsiew części studentów, więc teoretycznie istnieje szansa na przeniesienie. Wszystko jednak zależy od woli (czyt. parcia na kasę) dziekana. Z tym może już być różnie. Z tego powodu możesz mieć problemy z matematyką na studiach. Niższe progi na drugiej uczelni państwowej nie oznaczają mniejszych wymagań. Chyba warto powtórzyć sobie co nieco w wakacje, żeby nie stracić roku, ani tym bardziej kasy wyłożonej na czesne.
  17. Gutek

    Co po mechatronice?

    Oczywiście, jeśli chcesz kształcić się w kierunku fachu projektanta układów automatyki. Wprost przeciwnie. Automatyka zajmuje się szeroko pojętym sterowaniem niezależnie od wydziału. Jednak łatwo się domyślić, że wydział mechaniczny skupi się raczej na sterowaniu hydraulicznym i pneumatycznym niż np. elektronicznym. Kwestia zainteresowań. Jeśli mowa o stanowiskach zgodnych z wykształceniem, to nie ma takiej możliwości. Osoba po MiBM zajmuje się głównie wytrzymałościówką i napędami, a po AiR sterowaniem. W normalnych biurach projektowych z reguły pracują konstruktorzy co najmniej trzech specjalności - mechanik, elektryk i gość od sterowania, czyli w zależności od potrzeb automatyk i/lub elektronik. Nie ma tego samego, ponieważ pozornie te same przedmioty ogromnie różnią się zakresem materiału. Prowadzący przedmiot silniki tłokowe nie będzie wymagać od automatyka np. szczegółowej wiedzy na temat konstrukcji tychże maszyn, co z kolei mechanik musi mieć w małym paluszku. Za to automatyk pozna min. zasady projektowania elektronicznych układów sterowania wtryskiem paliwa. Mechanikom tylko o tym wspominają, żeby znali zasadę ich działania. Coś za coś. Nie można być od wszystkiego.
  18. Bzdura. Pierwszy z brzegu przykład - dwóch świeżo upieczonych inżynierów stara się o tę samą posadę w biurze projektowym. Jeden z nich może pochwalić się tylko dyplomem i różnymi pracami dorywczymi w czasie studiów, a drugi oprócz dyplomu teczką pełną projektów. Kto dostaje pracę? A no ten, który wykorzystał studia na rozwój. Dlaczego? Bo pracodawca wie, że dany absolwent rozumiał istotę studiowania (samodzielnego zgłębiania wiedzy pod okiem specjalisty) i wyniósł ze studiów konkretne kompetencje, które od razu może zweryfikować. Wszelkie inne doświadczenia spoza branży nie grają żadnej roli i nie tłumaczą gorszego przygotowania od swoich konkurentów.
  19. Rzecz w tym, że "doświadczenie" zdobyte nie w zawodzie pozostaje bez znaczenia dla pracodawcy. Można wciskać kit, że praca podczas studiów np. w punkcie ksero albo budce z kebabem pomoże komuś znaleźć zatrudnienie w wyuczonym zawodzie, ale nie zmieni to rzeczywistości. Widać to we wszystkich ogłoszeniach o pracę, gdzie wymaga się określonego stażu na tym samym lub podobnym stanowisku, a nie gdziekolwiek. Jeśli chodzi o zdobywanie doświadczenia zawodowego podczas studiów, to trzeba pamiętać, że pracownik zawsze ma przynosić firmie zysk, a nie odwrotnie. Przełożony to nie nauczyciel. Program studiów I stopnia został ułożony w ten sposób, że pierwszy rok w większości wypełniają przedmioty ogólne, drugi kierunkowe, a trzeci specjalistyczne. W związku z tym, student przed zaliczeniem VI semestru nie posiada prawie żadnych kompetencji, które czyniłyby go użytecznym na branżowym stanowisku. Po prostu bardziej skomplikowana praca wymaga przyswojenia większej ilości wiedzy. Od studenta medycyny nikt (słusznie!) nie wymaga, żeby już po zaliczeniu anatomii zgłębiał tajniki fachu lekarza. Identycznym absurdem byłoby domaganie się od studenta kierunku technicznego praktyki zawodowej, kiedy ten przerobił dotychczas np. mechanikę i termodynamikę.
  20. Mówiąc krótko - tylko udaje, że jest. http://ekonom.ug.edu.pl/pp/pdfview.php?IdPrzedmiot=2424&student=on Zaledwie 40h przy progu zaliczenia 51% czyni ten przedmiot praktycznie niemożliwym do oblania. No chyba, że na własne życzenie, ale to już inna sprawa. Jeśli masz certyfikat potwierdzający znajomość języka na poziomie co najmniej B2, to zostajesz zwolniony z przedmiotu już na pierwszych zajęciach. Studia pomagają opanować tylko język obcy zawodowy, ale w ogólnym ujęciu to utrwalenie dotychczasowej wiedzy. Na kierunkach innych niż filologia czy lingwistyka, języki pozostają dodatkiem bez większego znaczenia. Żeby nie być gołosłownym - wg planu studiów zamieszczonego na dole strony, program przewiduje 2 języki obce po 36h każdy. http://ekonom.ug.edu.pl/web/studia/index.html?lang=pl&ao=miedzynarodowe_stosunki_gospodarcze1nm Te 36h nie wpływnie na znajomość żadnego języka. Angielski przydaje się na większości kierunków. Między innymi dlatego, że polska nauka w wielu dziedzinach zatrzymała się w rozwoju jakieś 20-30 lat temu, więc brak własnych opracowań zmusza do kontaktu z literaturą zagraniczną.
  21. Jakie doświadczenie zawodowe można zdobywać, nie będac przynajmniej po studiach I stopnia? Chyba w obsłudze ksera i parzeniu kawy, bo szczątkowa wiedza nie pozwala na nic innego. W tym miejscu można też od razu odbić piłeczkę - operatorzy maszyn budowlanych po skończonej zawodówce i bez doświadczenia na dzień dobry wyciągną co najmniej średnią krajową. Nasuwa się prosty wniosek - ludzi po studiach jest zwyczajnie zbyt wielu, więc można wciskać bajeczki o zbawczej mocy doświadczenia.
  22. Matematyka na studiach nie funkcjonuje w oderwaniu od rzeczywistości, tylko stanowi wprowadzenie do trudniejszych przedmiotów, na których prowadzący nie zawraca sobie głowy tym, czy grupa opanowała już np. rachunek całkowy. Matmy nie da się obejść ani ograniczyć, bo trzeba by zrobić to samo z kolejnymi przedmiotami, co w końcu oznaczałoby wypuszczenie absolwenta z wybrakowaną wiedzą. Może warto poduczyć się troszkę i podejść za rok do rozszerzonej? Wiele uczelni stosuje przelicznik typu rozszerzenie = 2 x podstawa, co dałoby Ci tylko 40%. Rankingi z reguły skupiają się na zapleczu i pracy badawczej, więc mniejsze uczelnie ze skromniejszymi możliwościami zostają w tyle. Warto brać pod uwagę, jeśli nieźle radzą sobie w sekcji "preferencje pracodawców". Jeżeli nawet tutaj wypadają blado, to lepiej omijać szerokim łukiem. Nie istnieje, trzeba szukać osobno. W ogóle nie wszystkie uczelnie publikują progi, które zależą od poziomu trudności matur i liczby chętnych. Typ uczelni nie gra tutaj roli. Studia inżynierskie muszą wg ustawy obejmować co najmniej 50% treści technicznych. Nie ustalono definicji owych treści, więc starczy, że doda się do fizyki przymiotnik "techniczna", do matematyki "stosowana" i tak dalej z innymi przedmiotami, przez co zostanie spełniony ten wymóg, a uczelnia będzie mogła korzystać z marki tytułu inżyniera. To tłumaczy, dlaczego informatykę spotyka się zarówno w wersji licencjackiej, jak i inżynierskiej. Kierunki prawdziwie techniczne występują tylko na studiach inżynierskich - np. elektronika i telekomunikacja.
  23. Gutek

    Co po mechatronice?

    Nie można mieć wszystkiego. Mechanik musi tylko wiedzieć jak działają układy sterowania i jak dobrać podstawowe elementy automatyki, np. regulatory wybranych parametrów. Resztą zajmują się już fachowcy z tej branży. Tego już Ci nie powiem, bo moja działka to mechanika, a nie automatyka czy mechatronika. Jednak nie brakuje ludzi z papierami po kursach, którzy siedzą w sterownikach i dają sobie radę. Podobnie zresztą jak z programowaniem CNC, w którym siedzą technicy, osoby po studiach i po podyplomówkach. Tak, ale praktycznie tylko z konkretnym doświadczeniem.
  24. Gutek

    Co po mechatronice?

    No chyba, że tak. Generalnie warto podchodzić z dystansem do informacji zamieszczanych na stronach uczelni, bo pełnią one przede wszystkim funkcję promocyjną. Niemniej, po dobrym kierunku technicznym zawsze dużo łatwiej niż po innych studiach, chociaż niekoniczenie w mieście danej uczelni czy okolicy. Inżynier spawalnik nie jest spawaczem. Analogicznie inżynier od CNC nie jest tokarzem ani frezerem. Zajmują się tą samą działką, ale od zupełnie innej strony. Uprawnienia SEP jak najbardziej, tego wymaga się od mechaników pracujących w utrzymaniu ruchu. Budowlanych niestety nie może, chociaż wiedza pozwalałaby odpowiednio wyspecjalizowanemu mechanikowi zajmować się projektowaniem klimatyzacji, ale taki papierek ustawowo zarezerwowano dla inżynierów środowiska. Cóż poradzić. Zależy do czego. Nie da się być konstruktorem, technologiem ani pokrewnym bez wiedzy na poziomie magistra inżyniera, ale już w szeroko pojętym utrzymaniu ruchu z powodzeniem poradzi sobie ogarnięty technik, który zrobi inżyniera tylko żeby móc awansować na kierownika.
  25. Gutek

    Co po mechatronice?

    Zależy co kogo interesuje. To chyba specjalność najbardziej zorientowana na CAD/CAE. Nie brzmi to ciekawie i dla większości rzeczywiście nie jest to pasjonujące, aczkolwiek spawalnictwo daje naprawdę niezłe perspektywy. Niewiele uczelni prowadzi takie specjalności, więc dosyć popularna jest podyplomówka, po której można zyskać tytuł międzynarodowego inżyniera spawalnika - IWE. Tak, ogromnym plusem tego kierunku jest spora uniwersalność zawodu inżyniera mechanika. Dzięki temu można starać się o pracę w wielu miejscach. Automatyka to też dobry wybór, więc trudno przesądzać o wyższości jednego nad drugim, ale w różnych częściach kraju może być różne zapotrzebowanie na inżynierów obu specjalności. Każdy kierunek musi mieć, bo inaczej nie mógłby zostać otwarty.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.