Jestem w klasie maturalnej na biolchemie i już od dawna borykam się co wybrać po szkole, pierwotny plan zakładał medycynę lub weterynarię. Ale teraz już niczego nie jestem pewna. Jestem potwornie zmęczona, uczyłam się całe wakacje, a teraz od rana do wieczora siedzenie w książkach, wiedziałem, że tak będzie, wydawało mi się, że lubię się uczyć i chcę to robić ale teraz mam taki wstręt do nauki... Uczę się bo muszę, nie ciekawi mnie już nic, mam ochotę spać cały dzień.... Jedyne co mi jeszcze sprawia przyjemność to chemia, trzaskanie zadań z biomediki, Pazdro, Witkowskiego, zadań z matur i tego co wpadnie mi w ręce... Ogólnie na przestrzeni tych dwóch lat w liceum zmieniłam się diametralnie. Kiedyś wolałam uczyć się biologii, chemię lubiłam, a matematykę uważałam za zło konieczne, matematyki w liceum na rozszerzeniu się nie uczylam i tylko przelatywałam przez prace domowe przed klasówkami,gdyż stawiałam wszystko na biologię i chemię na maturze plus rozszerzony angielski, bo są uczelnie nie wymagające matematyki na medycynę czy weta. Co ciekawe kiedyś byłam naprawdę dobra z maty, aż pani która mnie nie lubiła (jakiś konflikt z moją mamą w przeszłości miały,o czym nie miałam pojęcia), powiedziała mi, że jestem beztalenciem matematycznym, a ja głupia w to uwierzyłam i olewalam mate sądząc, że jestem głupia i lepiej będzie jak się zajmę biologia. Na rozszerzeniu w pożądnym liceum miałam trójki bez uczenia się i w tym roku kiedy oddałam deklarację przeżyłam największy szok w moim życiu, bo pani od maty z liceum powiedziała, że nawet szkoda że nie zdaje maty w rozszerzeniu bo mam potencjał tylko musiałabym się wziaść za ćwiczenia, a nie takie olewatorstwo... A kiedy uwierzyłam w siebie z maty, moje umiejętności rozwiązywania zadań z chemii obliczeniowych i analitycznych wywindowały w kosmos. I ostatnio doszłam do wniosku, że może jednak chemia analityczna, tylko co potem? Nie ukrywam, że jak chyba każdy marzy mi się ciekawa praca za przyjemną pensję... Oczywiście wiem, że to nie łatwe żeby robić to co się lubi i miec z tego dobre pieniądze(mówię o okresie 30 lat, a nie dzień po skończeniu studiów wiem że na początku to nikt Kokosów nie zarabia przez pierwsze kilka lat) itd. Itp. Ale nie niemożliwe. Więc po tym strasznie długim wstępie dobrnęłam właśnie do kluczowych dwóch pytań : czy mogę liczyć na pracę jako chemik /analityk w Polsce za dobre pieniądze? I czy gdybym ukończyła dwuletni kurs programowania plus ukończone studia chemiczne to mam szansę znaleźć pracę jako programista? Czy może powinnam iść na informatykę od razu i zapomnieć o moim zamułowaniu do chemii?
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi