Skocz do zawartości

szafer

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez szafer

  1. Cześć wszystkim, Jak sam tytuł wskazuje, jestem pierwszoroczniakiem z dużym dylematem. Moja sytuacja wygląda następująco. Uczęszczałem do jednego z lepszych liceów w Poznaniu, profil dziennikarski. Poszedłem tam w zasadzie z powołania, lubiłem pisać, czytać, interesowałem się historią i polityką. Dodatkowo już w gimnazjum szlifowałem warsztat pisarski, tworzyłem jakieś treści do kilku serwisów internetowych związanych z grami wideo. Podobno byłem w tym dobry, wiele osób powielało tą opinię, głównie obcych i dorosłych, związanych z pisaniem (może to sugerować, iż teza była prawdziwa). W liceum z przedmiotami humanistycznymi radziłem sobie dobrze. Może nie miałem oszałamiających ocen i wyników, ale to kwestia tego, że z reguły wcale się nie uczyłem - średnią 3 z hakiem wyciągnąłem w zasadzie bez poświęcania na to więcej niż paru godzin typowej nauki w miesiącu. Matury napisałem na dobrym poziomie. Jedynym problemem była matematyka, niemal cały czas pały i dwóje, dopiero w trzeciej klasie trochę się podciągnąłem, gdyż uczęszczałem na korepetycje przed maturą (matma podstawowa 70 procent). Całe liceum żyłem w przeświadczeniu, że pójdę na studia dziennikarskie na UAM w Poznaniu, ale w trzeciej klasie zmieniłem zdanie. Odkryłem, że na kierunku Ekonomia na Ekonomicznym w Poznaniu jest specjalizacja Publicystyka Ekonomiczna i PR. Ekonomia jako taka znajdowała się kręgu moich zainteresowań, nie wspominając o PR, które strasznie rozpaliło moje wyobrażenia. Nawet gdy chciałem jeszcze studiować dziennikarstwo, moją ostateczną przyszłość wiązałem z Public Relations właśnie. Zdecydowałem, że Ekonomia to będzie rozwiązanie optymalne - prestiżowa uczelnia, dobry i szanowany kierunek, na dodatek ta świetna specjalizacja. Na pewno nauczę się wielu super rzeczy! No nie do końca. Pierwszy semestr przebrnąłem nie robiąc zupełnie nic, osiągnąłem średnią na poziomie bodaj 4,4 co uważam za przyzwoity wynik. Jednakże, były to takie przedmioty jak historia gospodarcza (jako jeden z niewielkiej grupy zdałem to w pierwszym terminie), PR, informatyka ekonomiczna, socjologia czy Psychologia ekonomiczna. Jedyny realny problem stanowiła makroekonomia, ale tutaj dałem sobie radę na pierwszej poprawce. Podczas pierwszego semestru miałem poczucie, że pewne przedmioty są naprawdę ciekawe, chodziłem na wykłady i starałem się z nich coś wyciągnąć. Niestety, na drugim semestrze to poczucie zniknęło. Słownie, nie ma tutaj ani jednych zajęć (poza językami) na których czułbym, że czegoś się uczę. 3/4 opiera się na matematyce, której tutaj już zupełnie nie ogarniam, ani trochę. Ledwo policzyłem swoją pierwszą pochodną, to pojawiły się całki i zasadniczo nie mam nawet kszty motywacji do zabrania się do tego. Przestałem czuć jakąś radość z nauki tego, bo po raz kolejny mam poczucie jak w liceum czy gimnazjum, że pewne rzeczy muszę zakuć i zdać. Ale tutaj ponad połowa to są takie rzeczy. Finanse, mikroekonomia, makroekonomia, matematyka. Jestem z tego słaby, o ile część teoretyczna przychodzi mi łatwo, rozumiem zjawiska, tak obliczenia są dla mnie abstrakcją. Czy jest sens przeciągać takie studia? Sprawdziłem też ewentualne przedmioty w kolejnych semestrach i na podstawie mojej obecnej wiedzy wnioskuję, że poza dwoma/trzema wyjątkami będę się albo męczył, albo nudził. Moja sytuacja jest taka, że mam pełne wsparcie ze strony rodziców. Są gotowi płacić za moje korepetycje z matematyki tyle, ile będę potrzebował. Ale ja boję się, że to kompletnie nie ma sensu. Wydaje mi się, że lepiej byłoby poświęcić ten czas na szlifowanie mojego drugiego języka (hiszpańskiego, angielski mam już na zaawansowanym poziomie) a nawet zacząć trzeci. Mam też ich wsparcie oraz akceptację gdybym miał zmieniać kierunek. I tutaj pojawia się pytanie - jako totalnie zagubiona osoba nie wiem już, co począć. Z jednej strony, mogę próbować jakoś przeciągnąć ten rok. Mógłbym skupić się na wszystkim, poza czasochłonną matmą i liczyć, że będzie to mój jedyny niezdany przedmiot, wtedy będę mógł wziąć z niego warunek na drugi rok i ''jakoś to będzie''. Drugą opcją jest przystąpienie do rekrutacji na tegoroczny nabór na inny kierunek... tutaj mam kilka opcji, filologie, dziennikarstwo... chociaż też do końca nie wiem. Mam wrażenie, że pisanie i mówienie to jedyne czym jakoś mogłem się wyróżnić na tle innych w moim dotychczasowym życiu. Warto postawić na jedną kartę? Wiem, że dziennikarstwo nie jest wymagane, aby pisać, ale przynajmniej tam trenowanie tej umiejętności będzie jako tako wspierane. Dużo tego naskrobałem. Nie liczę na gotowe porady, nikt nie podejmie za mnie decyzji. Ale chciałem się tym podzielić z ludźmi, którzy też studiowali, studiują i wiedzą z czym to się je. Z góry dziękuję wam za poświęcony czas i rozmowę
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.