Skocz do zawartości

Avantasia7

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

O Avantasia7

  • Urodziny 11.12.1993

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Lokalizacja
    Przemyśl
  • Zainteresowania
    psychologia, rozwój osobisty, wiedza o społeczeństwie, język angielski

Osiągnięcia Avantasia7

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputacja

  1. Dziękuję wszystkim za odpowiedzi : ) Zdrowie psychiczne jest dla mnie najważniejsze więc na pewno pochodzę jakiś czas na oddział dzienny a tam mi dobiorą leki. Na chwilę obecną czuję się dobrze bo leki niby mi służą ale prawda jest taka, że ciężko mi się zmotywować do wstania rano czy nawet żeby zagrać w grę komputerową ale to może wynikać zarówno z tego, że mam nieodpowiednie leki jak i z tego, że brak mi na chwilę obecną obowiązków które by mnie napędzały i motywowały do działania dlatego dobrze by było się wziąć w obroty jak najszybciej czyli od października. Niestety nie mam zbyt wiele czasu do namysłu czy do zdobycia pieniędzy na studia a czas goni. Naturalnie myślę teraz o zaocznych studiach by w końcu odciążyć ojca i być może samemu się lepiej zmotywować do nauki bo jak sobie sam zarobię to może bardziej poszanuję. Jeśli mam być szczery to nie podoba mi robienie notatek z wykładów na studiach. Jakoś nie potrafię wytężyć dwóch zmysłów – słuchania i pisania jednocześnie, a czasem też patrzenia np.. na slajdy i moje notatki są chaotyczne ale zawsze można się poratować notatkami kolegów. Ale wszystko jest dla ludzi. Skoro tylu studentów na świecie daje radę to czemu ja nie mam dać rady. W końcu jakoś prawie wszystko zaliczyłem na tej psychologii na UJ. Szkoła policealna na pewno byłaby prostsza ale nie sądzę by dawała takie perspektywy jak studia. Jak przeglądam tam kierunki to oprócz wspomnianego wcześniej masażysty nie ma tam konkretnych fachów moim zdaniem więc skupiam się na studiach. Jeśli chodzi o cel zawodowy to mam taki: marzy mi się być psychoterapeutą choć wiem, że to przynajmniej 5 lat studiów i do tego jakieś certyfikaty trzeba zrobić. W dodatku najbliżej psychologię mam w Krakowie lub w Lublinie. Jeśli coś mnie naprawdę interesuje to właśnie to ale boję się, że znowu polegnę na neuropsychologii gdzie pojawia się trochę biologii ale z pewnością zbyt łatwo się poddaję. Do Krakowa mogę iść na Frycza o którym się naczytałem wiele złego ale i wiele dobrego więc nie wiem co o tej uczelni myśleć, albo na Uniwersytet Pedagogiczny. No chyba, że jeszcze ten Lublin. Co polecacie? Co do anglistyki to myślę, że mijało by się to z celem gdybym na nią poszedł teraz. 3 lata temu nie ogarniałem a co dopiero teraz gdzie pewnie połowę zapomniałem z tego co umiałem bo nie miałem styczności zbytnio z językiem. Musiałbym bardzo wiele nadrobić. Doradca zawodowy robiąc mi pewien test stwierdził, że odnajduję się w grupie zawodów gdzie mam jasno wytyczone cele i wiem co mam robić, co do mnie należy a to mi się kojarzy z pracą za biurkiem. Po administracji, europeistyce czy stosunkach międzynarodowych pewnie bym miał taką pracę i studia bym miał na miejscu. Zastanawiam się ciągle nad nimi i nie wiem czy nie zdecyduję się na któreś z nich. Jak uważacie, są po nich perspektywy? Tam miałbym coś na wzór WOSu który kiedyś tak lubiłem lecz jeśli mam być szczery po tylu porażkach boję się już naprawdę wszystkiego w sensie, że nie mam tak, że się zawezmę i powiem sobie, że muszę dać radę, i że jestem pewien, że dam. Brak mi tej pewności siebie ale to już praca z lekarzami. Swoją drogą nie wiem czy pójście w kierunkach które wymieniłem nie będzie prostsze niż dążenie drogą psychologii. Z matematyką u mnie marnie a jeśli chodzi o zawody typu stolarz to myślę, że nie odnalazł bym się w tył i nie byłbym w tym dobry. Haftowanie to jednak zupełnie inna i łatwiejsza profesja. Co do pisania to fakt – potrafię dobrze i ładnie pisać. Nigdy nie miałem problemu z wypracowaniami pod warunkiem, że byłem pewny tematu na który piszę. Raz nawet zdarzyło mi się pisać tak sam dla siebie felietony i z ciekawości wysłałem do dwóch męskich magazynów. Z jednego odezwał się sam redaktor naczelny i był mną zainteresowany. Oczywiście miał tam jakieś uwagi ale podobał mu się mój styl pisania. Oczywiście głupi ja jak się dowiedziałem, że mieli zapotrzebowanie dwa artykuły na miesiąc i da się na tym zarobić góra 200zł nie przyjąłem tej propozycji. Kolejna życiowa porażka a może bym sobie utorował tym drzwi do jakiejś kariery. Mój przyjaciel chce iść na dziennikarstwo i chętnie bym poszedł z nim ale o ile w pisaniu bym się odnalazł o tyle przed kamerą bądź w radiu raczej nie bardzo. Może prędzej edytorstwo bo to chyba jest coś związanego typowo z pisaniem. Co o tym sądzicie? Tylko, że niewiele uczelni ma to w swojej ofercie ale jest w Lublinie. Czy może jeszcze jakiś inny kierunek będzie dobry z pisaniem? Co do wspomnianego facebooka to nałóg – wiem o tym. Niby potrafię bez niego żyć ale w praktyce wiadomo jak to wygląda. Myślę, że żeby się od niego uwolnić trzeba mieć jakąś pasję i stałe zajęcie a tego mi w chwili obecnej brakuje. Film oglądałem i daje do myślenia i to święta prawda to co jest w nim powiedziane. Pracy szukam obecnie jakiejkolwiek ale tu gdzie jestem jest ciężko o jakąkolwiek pracę. Głównie wysyłam na sprzedawcę choć wiadomo, że to nie jest to co chciałbym w życiu robić
  2. Witam wszystkich : ) Jestem Mateusz i jestem "wiecznym studentem" - niestety... Co do mojej przyszłości to proszę Was o pomoc w temacie: http://forum.studia.net/topic/3736-trudny-przypadek-dylematy-rezygnacje-i-problemy-psychiczne/ Będę naprawdę wdzięczny za wszystkie odpowiedzi. Pozdrawiam serdecznie : )
  3. Witam wszystkich : ) Trochę się rozpiszę ale żeby zrozumieć mój problem i dylematy życiowe muszę to zrobić byście byli w stanie odpowiednio mi doradzić. Nazywam się Mateusz i mam 21 lat i podczas gdy moi rówieśnicy chwalą się na facebooku obronionymi licencjatami ja ciągle nie jestem ani w pól tej drogi na której być powinienem. Ba… Na dobrą sprawę nawet nie zacząłem co wynika zarówno z mojego charakteru i osobowości jak i problemów psychicznych które mnie dotknęły. Ale po kolei… Jestem typowym introwertykiem co wynika zapewne z tego, że jestem jedynakiem a to z kolei sprawiło (brak starszego rodzeństwa), że nikt nigdy nie wyrobił we mnie nawyku uczenia się na bieżąco. Zawsze byłem takim zdolnym leniem. W podstawówce i jeszcze odrobinę w gimnazjum to co wyniosłem z lekcji wystarczało nawet do tego by mieć świadectwa z paskiem i uczestniczyć w różnych konkursach szkolnych jednak z roku na rok moje wyniki w nauce były coraz słabsze a braki w nauce wkrótce wyszły na egzaminie gimnazjalnym gdzie z części mat-przyr miałem ledwo 25% a byłem podobno jednym z lepszych w klasie jeśli chodziło o naukę… Przy wyborze szkoły średniej nie poszedłem za moimi najlepszymi wynikami w nauce czyli za językiem angielskim który bardzo lubiłem i WOSem z którego miałem szóstkę w 3 kl. gimnazjum. Nie wiedzieć czemu bardzo chciałem iść na informatykę więc planowałem pójść w tym kierunku do technikum jednak za namową kolegi poszedłem do liceum i wybór profilu to był mój pierwszy poważny życiowy błąd bo poszedłem na profil politechniczny (mat-fiz-inf). Swoją drogą nie wiem jak z takim słabym wynikiem z egzaminu gimnazjalnego się tam dostałem… Mówiąc szczerze jakoś przetrwałem te 3 lata mimo mimo fatalnych wyników z rozszerzonej matematyki i fizyki. Tutaj oprócz tego, że się nie przykładałem zdałem sobie sprawę, że przedmioty ścisłe to nie jest moja mocna strona. Informatykę mieliśmy jaką mieliśmy – czyli więcej jej nie było jak było a jak już była to to na pewno nie był poziom rozszerzony liceum więc i nią straciłem zainteresowanie. Z WOSu mieliśmy nauczyciela który nie potrafił nas zainteresować przedmiotem więc nie dawałem z siebie wszystkiego, czego teraz żałuję, tak jak w gimnazjum ale jednak czwórkę miałem. Jedyny przedmiot z którego choć trochę się starałem był rozszerzony język angielski co przekładało się na oceny. Co ciekawe z drugiego języka obcego – niemieckiego radziłem sobie podobnie jak z fizyką czyli tragicznie. Nie wiem z czego to wynikało, że jeden język chłonąłem jak gąbka a ten nieszczęsny niemiecki ni jak mi nie wchodził. Zbliżała się jednak wielkimi krokami matura i nadszedł czas by decydować o swojej przyszłości. Nie pisałem na maturze WOSu czego teraz bardzo żałuję. Skupiłem się w pełni na rozszerzonym języku angielskim bo wraz z przyjacielem mieliśmy wielką zajawkę na anglistykę i studiowanie angielskiego w biznesie, jednak za późno się za niego zabrałem co wystarczyło jedynie na 86% z podstawowej matury i 56% z rozszerzonej. Niby wynik nie był zły ale na UJ i Uniwersytet Rzeszowski na które startowałem to było za mało. Ostatecznie poszedłem sam – bez przyjaciela, na anglistykę jednak na mniej renomowaną uczelnię w Przemyślu. Może wszystko by było ok i bym sobie poradził gdyby nie to co się wtedy wydarzyło w moim życiu. Niektórzy biorą narkotyki czy mieszają alkohol z czym popadnie i nic im nie jest. Dla mnie jednak pomieszanie piwa z energetykiem okazało się za słabe na moją głowę. Nie będę opisywał co się ze mną wtedy działo bo to nie miejsce na to. Powiem jedynie, że stwierdzono u mnie zaburzenie afektywne dwubiegunowe przez co od 3 lat jestem na słabych psychotropach oraz straciłem przez to swoją wielką miłość. To wszystko się wydarzyło na wakacjach po maturze lecz przed pójściem na studia i ma swoje konsekwencje do dziś. Mimo złamanego serca i rozbicia psychicznego wydawało mi się, że doszedłem do siebie i że jakoś sobie poradzę na tych studiach. Jak się jednak okazało już na uczelni wszystkie wykłady były po angielsku i jak ktoś coś nie rozumiał bądź nie nadążał to był jego problem. Wyszły tutaj moje ogromne braki w nauce. Co z tego, że w liceum było stać mnie na piątki skoro przez brak regularnej nauki mój angielski nie był wcale taki dobry. Nienauczony systematyczności i samodzielnego dążenia do wiedzy (co na studiach jest koniecznością) nie zakuwałem angielskiego co robić powinienem tylko chodziłem z przekonaniem, że i tak prędzej czy później z tego zrezygnuję. Nie wiem już tak naprawdę skąd u mnie było tyle rezygnacji czy przez to, że to było nie dla mnie czy przez problemy natury psychicznej mimo iż czułem się dobrze i funkcjonowałem jak normalny człowiek na odpowiednich lekach które wcale nie były mocne. Jak myślałem tak niestety zrobiłem. Tuż przed sesją złożyłem rezygnację nawet do niej nie podchodząc przez brak wiary, że mam szanse ją zdać i moje marzenia o angielskim w biznesie prysły jak bańka mydlana. Miałem jednak ambicje i chciałem coś robić dalej choć ciągle nie wiedziałem co. W międzyczasie załapałem się na staż w straży granicznej jako technik prac biurowych i miło wspominam ten czas. Staż kończył mi się z końcem września więc naturalnie od pierwszego października chciałem iść na studia i nie wiem, naprawdę nie wiem jakim cudem kolega mnie namówił na kierunek ścisły na Politechnice Rzeszowskiej. Nie wiem również jakim cudem się tam dostałem na dzienne studia ale tu nie ma co się rozpisywać bo moje studia trwały zaledwie… jeden dzień. Jak zobaczyłem co na tych studiach będzie czyli moja znienawidzona fizyka i matematyka to z miejsca zrezygnowałem czym pewnie ustanowiłem rekord w długości studiowania. Żeby nie marnować roku chciałem coś robić, gdzieś się zapisać i w oko rzuciła mi się szkoła policealna w Rzeszowie gdzie wtedy mieszkałem – kierunek technik masażysta. Po rozmowie z ojcem który był bardzo zatroskany o mój los zdecydowaliśmy, że może warto spróbować bo skoro mam cierpliwość do haftowania co jest moim takim mało męskim hobby to może i przy takiej żmudnej pracy bym się spełnił. Dopisałem się więc do płatnej szkoły i zacząłem chodzić. Miałem dwa tygodnie opóźnienia więc musiałem nadrobić ale znowu pojawiły się dylematy czy ja się do tego nadaję, czy będę w tym dobry itp. Nie czułem żeby masowanie mi super wychodziło. Na dodatek była tam biologia i nauka o stawach, kościach, mięśniach a i z biologii nigdy czempionem nie byłem. Wystraszyła mnie odpowiedzialność, że taki masażysta musi być poniekąd również lekarzem i po zaledwie półtora miesiąca zrezygnowałem po raz kolejny… Tak naprawdę sam nie rozumiałem po raz kolejny swojej decyzji ale ją podjąłem. Mój ojciec był zły i załamany moja postawą jednak nie odwrócił się ode mnie i ciągle chciał pomóc. Wróciłem do domu w okolice Przemyśla i szukałem pracy jednak w małym mieście przy dużym bezrobociu o pracę ciężko więc nic nie znalazłem i siedziałem bezczynnie w domu. W końcu ojciec zabrał mnie do Niemiec gdzie od lat wyjeżdżał pracować. Bałem się z moim marnym niemieckim jednak jakoś wytrwałem tam 3 miesiące. Gdy wróciłem całe zarobione pieniądze wydałem na upragniony własny samochód. Nie wiem czy to była dobra decyzja wszystko w niego zainwestować nie zostawiając sobie nic ale miałem przynajmniej dobre auto. Gdy wróciłem z Niemiec zaczęło się pasmo nieszczęść. Mój ojciec po dwudziestu latach małżeństwa postanowił odejść od mojej mamy. Całym sercem byłem za Nim bo wiedziałem ile przez Nią wycierpiał przez tyle lat – ciągłe awantury, wyzwiska itp. o czym wcześniej nie wspominałem a co mogło mieć również wpływ na mnie i na moje życiowe postawy i decyzje wychowywanie się w piekle małżeństwa moich rodziców. Na domiar złego ze mną też zaczęło dziać się źle. Chciałem być mądrzejszy od lekarzy i na własną rękę szybciej odstawić i tak słabe leki bo wmówiłem sobie, że one nie działają, że dają tylko efekt placebo. Znowu się porobiło źle ze mną lecz tym razem wylądowałem w psychiatryku gdzie byłem tylko miesiąc i wyszedłem na własne żądanie bo od października po raz kolejny miałem iść na studia które tym razem miały być trafnym wyborem. Postanowiłem iść na psychologię i wydawało się, że to jest naprawdę to co chcę w życiu robić . Lubiłem zawsze pomagać ludziom – wysłuchiwać i doradzać i nie raz słyszałem, że świetny ze mnie przyjaciel, i że mam dużą wiedzę. Zaintrygowało mnie również to ponieważ już kiedyś, jeszcze przed zachorowaniem, interesowałem się rozwojem osobistym co w pewnym momencie mojego życia sprawiło nawet, że z typowego introwertyka stałem się bardziej otwarty na ludzi i nabrałem pewności siebie jednak choroba wszystko zniszczyła. Mówiłem sobie że jak nie to to już naprawdę nic – że to musi się udać bo to mnie naprawdę interesuje. Postanowiłem również, że pójdę na zaoczne studia żeby dodatkowo się zmotywować samemu na siebie zarabiając i odciążyć wreszcie ojca. Dostałem się na UJ o którym zawsze marzyłem. Jednak jak się okazało niestacjonarne to były wieczorowe, nie zaoczne. Sam nie wierzyłem w to, że znajdę pracę którą będę w stanie pogodzić z tymi studiami więc wyszło znowu na to, że ojciec mi wszystko opłacał a ja nie pracowałem jedynie studiowałem. Po krótkim pobycie w szpitalu byłem ciągle lekko pobudzony (tak objawia się u mnie choroba) i naprawdę bardzo mi się spodobało na tej uczelni. Zarówno budynek, sale, zajęcia jak i inni studenci – czułem się jak w domu i miałem ogromną chęć do pracy bo czułem, że to mnie naprawdę interesuje. Niestety los jest okrutny i po 3 tygodniach chodzenia na zajęcia ponownie wylądowałem w szpitalu z powodu niezażywania pewnego leku co wynikało zapewne z mojego pobudzenia i „życiu z głową w chmurach” zamiast twardego stąpania po ziemi. Przymusowo miałem trzymiesięczną przerwę w chodzeniu na zajęcia. Wróciłem, rówieśnicy zaoferowali mi pomoc w postaci swoich notatek i ciągle byłem bardzo pozytywnie do tego nastawiony. Jednak co piękne szybko się kończy. Mój lekarz psychiatra u którego się leczyłem w Krakowie stwierdził, że jestem za bardzo pobudzony i dobrał mi odpowiednie leki które dosłownie mówiąc sprowadziły mnie na ziemię. Dobrze, bo wróciłem do zdrowia i normalnego funkcjonowania, źle bo mój cały zapał zniknął i znowu pojawiły się wątpliwości. Przed sesją próbując się uczyć ciągle miałem w głowie „czy dam radę, czy to ma sens” itp. Zamiast się uczyć to potrafiłem chodzić w kółko i się zastanawiać. Do sesji tym razem jednak podszedłem i na 5 przedmiotów 4 zdałem na oceny 3, 3,5, 4 i 3. Jeden nie zdałem w dwóch terminach i to nie dawało mi spokoju i ciągle żyłem w przekonaniu, że już nie dam rady tego zdać, że to mnie pogrzebie a i inne przedmioty czułem, że zdałem bardziej łudem szczęścia niż własną pracą bo wszystkie testy miały formę pytań zamkniętych. Nie wytrzymałem znowu z własnymi dylematami i mimo iż porejestrowałem się na przedmioty na drugi semestr to początkiem marca tego roku zrezygnowałem mimo iż wszyscy dookoła mówili mi, żebym tego nie robił. Ojciec był zły i nie ma mu się co dziwić ale najbardziej bolało mnie to, że zawiodłem sam siebie. Swoja porażkę i rezygnację uzasadniałem też tym, że źle się czułem w Krakowie, że nie miałem żadnej bratniej duszy itp. ale to bardziej sobie wmawiałem niż naprawdę tak było. Jednak podjąłem taką decyzję, wróciłem do Przemyśla i zasiliłem szeregi bezrobotnych i po dziś dzień pracy nie znalazłem bo tak tu o nią trudno. Zrobiłem teraz sobie umiarkowany stopień niepełnosprawności oraz będę się starał o rentę socjalną ale marne to pocieszenie bo wolałbym zarabiać własne pieniądze. Co jest dobre, dziwne i głupie zarazem ciągle mam ambicje i ciągle chce zrobić jakieś studia mimo iż naprawdę się tego boję. Byłem u doradcy zawodowego i usłyszałem tylko, że moją drogę powinien mi pomóc obrać psychoterapeuta a nie pani w urzędzie pracy… Doceniła jednak to, że mam ambicje tylko co mi z tych ambicji jak znowu historia może zatoczyć koło tym bardziej, że teraz to już naprawdę nie wiem co powinienem robić, na co powinienem iść i czy na studia czy może lepiej szkoła policealna. Co gorsza chcę iść na coś zaocznie a nawet grosza przy duszy nie mam bo ciągle mnie ojciec utrzymuje ale już mnie naciska, że powinienem się sam utrzymywać i ma rację. Ciągle mi powtarza, ze on jest po to by mi pomóc a nie po to by mnie utrzymywać. Jednak żeby coś zarobić muszę wyjechać do większego miasta bo w Przemyślu znalezienie pracy graniczny z cudem a tam boję się samotności i że znowu sobie z czymś nie dam rady. Co do nauki to chciałbym coś od jesieni na nowo zacząć ale czy to ma sens? Czy to nie skończy się tak jak zawsze? Co gorsza ciągle pociąga mnie psychologia a to jest pięć lat ciężkich studiów i jak czytam po forach bez gwarancji znalezienia pracy. Myślę jednak znowu również o anglistyce ale albo od podstaw (znalazłem taką we Wrocławiu, ale nie wiem czy są po niej takie perspektywy jak po normalnej) albo żeby sobie zrobić rok jakiś intensywny kurs angielskiego w prywatnej szkole i dopiero wtedy startować bo inaczej bym sobie na pewno nie poradził tym bardziej, że 3 lata prawie nie mam kontaktu z językiem co jest moim kolejnym błędem bo mogłem sobie zrobić sam dla siebie jakiś kurs. A może ani psychologia ani anglistyka? Może warto startować na coś związanego poniekąd z WOSem który kiedyś tak lubiłem? Stosunki międzynarodowe, administracja, europeistyka… Czy warto studiować te kierunki? Czy są po nich perspektywy? A może coś zupełnie innego o czym teraz nie myślę? A może zawziąć się i zrobić psychologię albo anglistykę? Tylko pytanie też czy osoba z takimi problemami jak ja powinna i może być psychologiem. Słyszałem różnie opinie ale ani moja doktor prowadząca ani doradca zawodowy nie wybijają mi tego z głowy mówiąc, ze mogę być psychologiem ale pytanie czy powinienem i czy tym razem bym dał radę i walczył do końca. Jednak moje najważniejsze pytanie do Was kochani forumowicze: czy warto iść w zaparte i już od jesienie coś próbować czy może warto sobie jeszcze rok odpuścić i np. zrobić kurs językowy, a może poprawić maturę z angielskiego czy napisać z WOSu? Nie chciałbym zmarnować kolejnego roku i wyrzucać kolejne pieniądze w błoto a prawda jest taka, że powoli brak mi pomysłu na siebie. A czy jestem w stanie zrobić studia? Myślę, że jestem. Jak już pisałem jestem leń ale zdolny. Jak będę miał przed sobą coś co mnie interesuje to znajdę sposób by się zmotywować i dać z siebie wszystko. Mogę zrobić jakąś szkołę policealną jedno- lub dwuletnią ale pytanie czy one dają jakiekolwiek perspektywy na rynku pracy. Jedyna ich zaleta jest taka, że są darmowe i zaoczne ale na pewno nie dają tyle co studia. A jeśli już studia to czy zaoczne czy jednak starać się na dzienne by mieć jakąś systematyczność i nie rozpraszać się pracą i brakiem czasu na naukę? Tylko pytanie jak to zrobić by wszystko pogodzić i mieć na to wszystko pieniądze. Dziękuję jeśli przeczytałeś/-łaś moje wypociny do końca. Wiem, że jestem trudnym przypadkiem i ciężko mi coś doradzić ale każdą radę docenię i przeanalizuję. Co do mojego leczenia prawdopodobnie pójdę na oddział dzienny gdzie będę miał opiekę specjalistów w tym psychoterapeutów i może tam poprzez rozmowę i odpowiednie leki nastawią mnie na odpowiednie tory bym po raz kolejny nie wykoleił pełnego składu pociągu którym jadę przez życie. Czekam na odpowiedzi i pozdrawiam wszystkich serdecznie : )
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.