Witam wszystkich
Zacznę od tego, że liceum skończyłam 3 lata temu i zaraz po nim poszłam do pracy typowo manualnej, dość ciężkiej. Zbyt ciężkiej jak na moje siły. Zaczęło się przez to sypać zdrowie. Zwolniłam się bo nie dawałam rady.
W tej chwili jestem po operacji ręki i wiem, że żadnej podobnej pracy wykonywać już nie mogę. W moim regionie pracy jest dużo, niestety nie dla kogoś z ograniczeniami zdrowotnymi, kto szuka lekkiej pracy fizycznej na stałe, a nie jest osobą niepełnosprawną.
Zastanawiam się nad studiami. Zainteresowała mnie kognitywistyka na Uniwersytecie Śląskim. Niestety nic nie wiem o tym jaka atmosfera panuje na tym kierunku.
Czy jest ciężko? Czy sobie poradzę (jestem nerwus słabo odporny na stres)? Jaki jest poziom nauczania? I podstawowe pytanie czy taka sierota w ogóle ma jakiekolwiek szanse się dostać (w co szczerze wątpię)?
O ile prawie w ogóle się nie ucząc, a wręcz olewając naukę w gimnazjum (zadania domowe tylko odrabiałm i byłam zazwyczaj obecna na lekcji) bez problemu miałam średnią powyżej 4 (ale jeszcze nie pasek), o tyle w liceum zachorowałam, doszedł do tego stres i wyszło z tego 3-3,5.
Miałam zagrożenia z niektórych cięższych przedmiotów, które rozumiałam, a których nie miałam siły wkuć. Tak czy siak wszystko pozdawałam i obło się bez poprawek. Z matury podstawowej z liczących się przedmiotów mam po 50-60% (Wiem - słabo).
Kognitywistyka odpowiada moim zainteresowaniom. Poza tym nie mam na siebie w ogóle pomysłu (odnośnie studiów).
Nie mam też jakiś żadnych ekstra mocnych stron. Wiem co lubię, co do mnie dociera i w jakich dziedzinach czuję się swobodnie, ale nie ma potwierdzenia tego w moich wynikach. Wiem jedynie czego unikać.
Z historii jestem noga totalna, unikam jak ognia.
Z polskiego tak 40/60 - inspirujące/podduszające. Lubię rosyjską literaturę XIX i XX w. Kieruje mną raczej natchnienie i intuicja, nie sztywny przymus.
Z angielskiego ciemnota, dopiero w liceum poznałam czasy; aż do gimnazjum na lekcjach były tylko śpiewane piosenki i słówka na pamięć (sic!).
Lubię i zawsze byłam dobra z biologii. Lubię i rozumiem matematykę, chemię i fizykę, ale w stresie (zawsze) popełniam głupie, bezmyślne błędy.
Jestem totalnie introwertycznym melancholijno-cholerycznym molem książkowym i doprawdy nie wiem.
Największym moim minusem jest reakcja na stres, mam wtedy totalne pomieszanie myśli i nie potrafię przez to przelać wiedzy na papier.
Uwielbiam nauki przyrodnicze, w ogóle ścisłe, jestem oczytana (mam ksywę filozof, chyba nie bez powodu)… Szybko się uczę, łatwo zapamiętuję, IQ>110 (tajemnica). Wbrew pozorom wypoczęłam przez te 3 lata i pracowałam nad sobą.
Intelektualnie nie stawiam przed sobą przeszkód, ale jeśli przeważy moja nerwowa natura, to nic z tego nie będzie. Chociaż obecnie zamiast truć stresem samą siebie, preferuję siłowe rozładowanie napięcia, a to chyba wcale nie lepiej.
Nie wiem czy to ma sens, w ogóle. Czy ma sens chociażby spróbować i nieodwracalnie tracić cenny czas. Nie wierzę, żeby to się udało jakkolwiek i kiedykolwiek, ale pokusa cienia szansy nie daje mi spokoju.
Z resztą pewnie i tak musiałby się zdarzyć cud żebym się dostała.
Macie jakieś rady, pomysły?
Kto dotarł aż do tego momentu metrowca moich użalań, temu bardzo mu dziękuję
Z serdecznymi pozdrowieniami
Cinth
P.S.
Mam jeszcze taką deskę ratunku w zanadrzu
Monter elektronik urządzeń radiowo-telewizyjnych – szkoła czeladnicza. Pracowałam kiedyś w podobnej branży, podobało mi się.