Skocz do zawartości

UZer

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez UZer

  1. 1 godzinę temu, Gutek napisał:

    Nie mylmy wykładowcy z asystentem i adiunktem, bo to zupełnie inna kategoria pracowników. Rola wykładowcy kończy się na prowadzeniu zajęć, a tamci dwaj muszą - przynajmniej w teorii - prowadzić jakieś badania. Dlatego nie dziwi, że wykładowcy bywają też zatrudniani na kilka godzin w tygodniu.

    Z samych badań nie da się wyżyć tak samo z samych publikacji. Jedyny stały pieniądz dostaje się za zajęcia ze studentami. I nigdy, ale to nigdy nie jest tak, że pracują np. mając 4 wykłady i 4 ćwiczenia. A ustawowo tylko za tego typu ,,stałe" zatrudnienie są te wasze super pensyjki. Nauczyciel akademicki to nie pracownik pracujący od do. Dlatego nie pier%olcie głupot, że każdy adiunkt zarabia kokosy, bo tak nie jest. Napiszcie, że każdy, który ma odpowiednią ilość godzin to prawda, że może, podkreślam może tyle zarobić. Ale weźcie sobie wejdźcie na plan dowolnego wykładowcy to nie znajdziecie osoby, która codziennie ma np. 8h zajęć. Polecam też poczytać sobie opinie na forach świeżo upieczonych doktorów jak różowo wygląda praca na uczelni. 

     

    A co do faktu, że taka specyfika zawodu to polecam od tych waszych super kosmicznych pensji typu 10 koła na miesiąc za bycie automatykiem, odjąć wszystkie wyjazdówki i delegacje. I nagle zobaczycie, że automatyk nawet mający 15 lat doświadczenia, wcale tak różowo nie zarabia. Dlatego wielu automatyków przebranżawia się na programistów. Podobna zasada jest co do absolwentów elektrotechniki, którzy idą z kolei w stronę automatyki, bo z samej elektrotechniki to raczej na kierownika robót przyłączeniowo-montażowych albo gościa co dłubie w CADzie schematy elektryczne.

     

    Dlatego powtarzam: nie mydlcie ludziom oczu, że jak skończą zarąbiste studia na zaje&istej politechnice i nauczą się tych wszystkich matematycznych głupot to będą rozchwytywani na rynku pracy. Najbardziej liczą się w tym zawodzie trzy rzeczy: znajomość języka obcego zwłaszcza słownictwa technicznego, obycie ze sprzętem wraz ze zdolnościami manualnymi i doświadczenie poparte papierami wraz z ukończonymi różnymi kursami.

  2. Prawie każdy zatrudniony na uzecie ma co najmniej 2 prace. Zreszta co to za etat jak dany wykladowca ma np. 4h na tydzien? Niektorzy w sulechowie jeszcze dorabiaja. A co do sadu, to sprobuj tak zrobic w Polsce to owszem, może wygrasz, ale praktycznie juz pozegnales sie z ta praca. Jak cie nie wyrzuca z byle powodu, to omina cie najpierw podwyzki placy, potem zredukuja ci etat, nie wspominajac że wszyscy pracujacy tam beda na ciebie krzywo patrzec. Powodzenia pracowac w takiej pracy dluzej niz pol roku. Sam bys zrezygnowal, uwierz mi. Moze ze dwoch profesorow na wiea ma pelen etat. Reszta niestety nie. Takie sa realia, niestety

  3. 15 minut temu, aguagu napisał:

    UZer jeśli chcesz być mało zarabiającym bidaautomatykiem, który tylko klepie gotowce, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie. Takich tech potrzebujemy. Ja po prostu znam automatyków, którzy zajmują się troszkę czym innym (choć rzeczywiście nie pracują w polskich firmach) i zarabiają o jedno zero więcej. I oni akurat twierdzą, że matematyka i fizyka są bardzo potrzebne i że najlepsi automatycy w branży często są właśnie po matematyce albo fizyce, a nie po automatyce. 

    Sam przyznałeś, że tacy automatycy nie pracują w Polsce. Ja twierdzę, że w POLSCE tak zawód automatyka wygląda. Poza tym jestem pewien, że ci o których mówisz, że zarabiają o zero więcej, dostają to gdyż spędzają większość swojego czasu na wyjazdach i delegacjach. Owszem jako automatyk można zarabiać kilkukrotność średniej krajowej, ale będzie to okupione praktycznie rzadkim widzeniem rodziny i bliskich. 

     

    Co do pensji to wiem, że przepisy swoje, ale rzeczywistość niestety nie jest taka różowa. Gdyby rzeczywiście adiunkt mógł liczyć na 3k netto to byłyby tłumy na studiach III stopnia. A niestety rzeczywistość wygląda zgoła inaczej drodzy użytkownicy. Takie pensje jak w ustawie są raczej w większych miastach jak Warszawa na uniwersytetach. W Zielonej asystent często dostaje nawet mniej niż minimalna krajowa.  

     

    Oczywiście nikt wam nie powie wprost, ile zarabia, ale z różnych źródeł da się tego dowiedzieć. 

  4. 52 minuty temu, aguagu napisał:

    Ej, Wy naprawdę nie zdajecie sobie sprawy, że matematyka i fizyka to jest właśnie to, co się w automatyce najbardziej przydaje? Jeśli oczywiście chce się być automatykiem z prawdziwego zdarzenia, a nie kolesiem klepiący młotkiem na utrzymaniu ruchu. Język programowania to tylko narzędzie, trzeba jeszcze wiedzieć, co z nim zrobić. A jak automatyk programuje, to programuje maszyny, które fizycznie poruszają się w jakimś środowisku i te wszystkie fizyczne parametry trzeba uwzględnić. Mój mąż ostatnio pisał program pod linię produkcyjną w fabryce chemicznej, a tam nie tylko matematyka i fizyka wchodziły w grę, ale sporo chemii. Trzeba było wziąć pod uwagę właściwości chemiczne tych cieczy, ich gęstość, wyporność, wszystko to policzyć i uwzględnić. Od takiego automatyka, co na fizyce ściąga, to może fabryka wybuchnąć. 

    Dla takich ludzi powiem: WEŹ NIE PIE%DOL. Takie coś to nie robi automatyk tylko integrator. W Polsce automatyk to często elektryk/mechanik/ślusarz co potrafi jeszcze sklecić program w drabince lub tekstowo + prostą wizualizację. Owszem może się zdarzyć bardziej ambitne zadanie, ale nie łudź się. To nie będzie twoja pierwsza ani druga praca. Do czegoś takiego co najmniej 5-10 lat doświadczenia. Do tego chętnie zobaczyłbym na własne oczy takiego automatyka co w pracy liczy całki bądź jakieś badziewia pokroju odpowiedzi impulsowej albo transmitancję. Proszę nie wprowadzać użytkowników w błąd. Większość urządzeń ma pewne nastawy fabryczne, które wymagają co najwyżej regulacji. Nikt w przemyśle nie bawi się w dokładne liczenie różnych głupot, bo i tak nikt ci za twój dodatkowy wkład matematyczny nie zapłaci.

     

    Większość przedmiotów przydatnych zaczyna się dopiero na trzecim roku. I to jest smutne, a zwłaszcza to jaka przepaść dzieli nauczanie techniczne w Polsce a jakie np. w Stanach bądź choćby w Niemczech. Tam to zwykłe zawodówki są lepiej wyposażone niż niejeden uniwerek u nas. U nas masz tablicę, kartkę papieru i matlaba. A potem kończysz studia, stajesz przed maszyną i oczy wielkie bo nikt ci tego nigdy nie pokazał. A uczyli ciebie ludzie, którzy w przemyśle nie przepracowali ani jednego dnia, a chcą być uważani za ,,ekspertów". Choć nie dziwię się. Dupę grzać 9 lat na uczelni, żeby pochwalić się tytułem doktor inżynier a potem harować przez lata za 2500 brutto (nie pytajcie skąd to wiem, ale tyle zarabia adiunkt na UZecie).

  5. Najwieksze trudnosci to w sumie glownie studiuj matmę. Na pierwszym roku macierze, plaszczyzny, calki, rozniczki, pochodne czastkowe i wyzszych rzedow. Potem dojda inne glupoty bardziej abstrakcyjne jak transmitancje czy jakobiany. Na pierwszym semestrze sa podstawy z programowania w C ale dosyc kiepsko prowadzone. Potem na drugim sa podstawy z C++ tez raczej na odwal prowadzone. A najwiecej kodowania jest w gownianym matlabie, ktory beda wam wciskac do pozygu bo kupili licencje i zamiast praktycznie uczyc sie np o regulatorach pid to bedziecie robic rozne gowna w matlabie i czasem, bardzo rzadko w simulinku. Fiza jest spoko bo latwo sciagac, profesor co ja wyklada potrafi przegadac caly wyklad + cwiczenia. Z przedmiotow zwiazanych z elektrycznymi rzeczami beda miec latwiej ludzie po technikum po profilu elektronik badz mechatronik

×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.