PiotrekNiedziela
-
Postów
7 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Odpowiedzi opublikowane przez PiotrekNiedziela
-
-
Mnie ostatnio pracodawca zachęca do podyplomówki, być może mogłoby się to potem jakoś odbić na zarobkach - a na zmianie działu na pewno.
-
Każdy miał takiego wykładowcę, po prostu spróbuj to jakoś zaliczyć i miej z głowy. Na kolejnym roku możliwe, że będzie fajnie.
-
Ja się nie do końca zgodzę, początkowo poszedłem na studia właśnie "z pasji" i dopiero w trakcie nich dotarło do mnie, że nie był to dobry wybór. Prezentuję więc tą drugą skrajność - skrajność, która miała marzenia, ale się rozbiły potem o rzeczywistość i rynek pracy, do którego to ja się musiałem przystosować i się przebranżowić, a nie odwrotnie. Mam w wieku niemal 30 lat takie spostrzeżenia - jeśli ktoś idzie na pierwsze lepsze studia, bo "tak wypada", "mama kazała" albo ma jakieś dziwne pasje i wydaje mu się, że po studiach będzie na tym zarabiał - to powinien sobie w ogóle studia odpuścić.
Tak, odpuścić!
Mamy w Polsce przekonanie, że każdy musi być magistrem, a tymczasem ich tylu do niczego nie potrzebujemy. Żaden wstyd, nawet lepiej czasami iść do pracy, zdobyć doświadczenie, zająć się swoim hobby i próbować stworzyć interes, zamiast bimbać 5 lat na wydziale grania na tamburynie i zbierania znaczków, a potem być zdziwionym, że nikt go nie chce do pracy, a takie historie życie pisze nadzwyczaj często.
Studia powinny być zgrabną wypadkową dwóch rzeczy - zainteresowań, ale też rozeznania na rynku.
-
Idź na sinologię. Bardziej przyszłościowy kierunek. Po konserwacji mnóstwo ludzi zwyczajnie nie ma pracy (albo słabo płatną) i ostatecznie się przebranżawia - na zawody mniej lub bardziej związane z kreacją. Szkoda Twojego czasu i zachodu, skoro i tak po paru latach będziesz musiał się uczyć czegoś nowego.
Zmiana kierunku studiów. Rozpoczęcie studiów od nowa, dylematy - warto przeczytać
w Czym kierować się przy wyborze studiów?
Opublikowano
Wiedzę na temat CZEGOŚ daje większość studiów. Pytanie tylko, czy przydatną na rynku pracy? Bo jeśli nie, to jest to równoznaczne z brakiem możliwości. Wtedy było to stracone 5 lat, które ktoś mógł przeznaczyć na rozwijanie owych "możliwości" gdzie indziej.
Wiesz, podam taki przykład. Utarło się myśleć na przykład o historii sztuki jako takim kierunku, na który jest skrajnie niskie zapotrzebowanie, a z jakiegoś powodu wypluwa rocznie setki absolwentów. Tymczasem miałem znajomą po jakiejś wąskiej dziedzinie genetyki. Osoba genialna, w życiu byś nie pomyślał, że po takich naukowych, trudnych studiach będzie robiła kopiuj-wklej w jakimś pseudo banku. Jej promotor, kiedy się o tym dowiedział, zapłakał, ponoć miała fantastyczną pracę dyplomową. I owszem, mogła zrobić karierę.
Tylko, że nie w Polsce.
Bo u nas jej specjalizacja prawie wtedy nie istniała i nie miała gdzie wysyłać CV.
I oczywiście, że da się z tego wybrnąć - poświęcając jeszcze trochę czasu i douczając się czegoś nowego, a jak mówię, dziewczę głupie nie było. Ale może lepiej było wybrać od razu taką specjalizację, która była możliwa do realizowania? Czasami jednak refleksje przychodzą poniewczasie.