SINOLOGIA. Kierunek o tyle niecodzienny i wyjątkowy, o ile jego nazwa brzmi stuprocentowo egzotycznie. Stąd też, odpowiadając na pytanie przygodnego rozmówcy o kierunek studiów, zawsze jestem przygotowana na kolejne, będące prośbą o dalsze wyjaśnienia, czego dokładnie dotyczą moje studia. Nazwa budzi wątpliwości, a przecież Chiny znają wszyscy. No właśnie. Chiny?!
Kiedy pada pytanie "Dlaczego?", rozpoczynam monolog, który trudno nazwać wyposażonym w szereg racjonalnych wyjaśnień, ponieważ te zastępuje słowo: "zainteresowanie". A jednak wydaje mi się, że jest ono mocą i wartością na równi z argumentami.
Wybierając kierunek, który przyjdzie mi studiować następne lata, kierowałam się przede wszystkim swoją odwieczną ciekawością świata, szczególnie części azjatyckiej. Tej części Azji, o której od zawsze czytałam, pochłaniając kolejne strony artykułów, reportaży, czy powieści osadzonych w wschodnioazjatyckich realiach.
Państwo Środka nie jest jedynym, o którym chciałabym się dowiedzieć więcej, poznać, zrozumieć, ponieważ moje zainteresowania sięgają dalej, w głąb półwyspów Koreańskiego i Indochińskiego, czy też Japonii. A jednak, mój wybór padł właśnie na sinologię. Nie ukrywam, że jest to także zakład z samą sobą, próba zmierzenia się z niesławnym językiem, okrzykniętym najtrudniejszym na świecie i prawdziwą zmorą uczących się. Moja motywacja i radość z podejmowanego wyzwania wynikają z niegasnącego zainteresowania tematem, pięknem chińskiej kaligrafii, pobudzającej wyobraźnię historii kultury Chin, a także chęcią zrozumienia współczesnych mechanizmów, które kierują Państwem Środka. A, przyznają się, przychodzi mi to [zrozumienie] z trudem.
Mówi się, że wszystko jest łatwiejsze, kiedy wierzymy, że czynność wykonywana przez nas ma sens, a osiągnięcie wszystkiego jest możliwe dzięki czerpaniu z wyżej wymienionej przyjemności. Czy moje zainteresowanie pomoże mi w nauce, okaże się niedługo, ale wierzę, że będzie miało na nią duży wpływ. Czy mój zapał nie ostygnie, tego również nie jest w stanie się przewidzieć. Ale SINOLOGIA to wybór satysfakcjonujący, bo świadomy i jak najbardziej własny.
A co potem? Marzy mi się zostanie tłumaczem, choć do osiągnięcia tak wysokiego poziomu języka chińskiego droga daleka i żmudna, lecz jak najbardziej możliwa do pokonania. Może nie jest to cel krótkoterminowy, która da się z realizować w trzy, pięć, a nawet dziesięć lat. Postanowiłam spróbować. Zamiłowanie do pisania również ma tu wiele do powiedzenia. Tłumaczenia literackie! Jeśli istnieje praca, w której doświadczyłabym całkowitego spełnienia zawodowego, byłoby to właśnie to! Sama znajomość języka zdecydowanie nie wystarczy, dlatego moje plany dotyczą także doskonalenia znajomości języka ojczystego i technik przekładu. Chciałabym szczerze przyczynić się do zwiększenia zainteresowania chińską kulturą i jej wytworami. Rynek chińskiej literatury jest ogromny i nieprzebrany, czekający na odkrycie i wypromowanie poza granicami państwa.