Skocz do zawartości

Bad_Student_2

Użytkownik
  • Postów

    27
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Bad_Student_2

  1. @KAWA Skandynawistyka to kulturoznawstwo, czy filologia? Tak z ciekawości pytam. Zajęcia w szkole językowej? Hmmm. Nie wydaje mi się, żeby coś takiego udawało się większości osób. I moim skromnym zdaniem nie do końca zależy to od chęci tylko. I tylko od studia z zarządzania wolnym czasem. Na anglistyce UW pierwszy rok był w latach 90-tych taki, że załamać się można było. Aż tyle nauki. Aż tyle egzaminów. I do tego zajęcia w takich godzinach, że z pracą się studiowania pogodzić łatwo nie dawało.

  2. Dnia 15.12.2013 o 11:13, Łukasz napisał:

    Filologia to nie tylko nauka języka, ale również kultury, historii, tradycji, literatury, więc decydując się na studia na kierunku filologia angielska trzeba się liczyć z koniecznością poznania wcześniej wspomnianych aspektów.

    Więcej o filologi znajdziesz tutaj:

    http://www.kierunki.net/anglistyka

    "Trzeba się liczyć z koniecznością".... jak to brzmi. Ale tak to jest, jak ktoś szuka studiów na siłę.

  3. Dnia 13.06.2017 o 21:11, Łukasz napisał:

    Pracowałem całe studia na 3/4 etatu i 4 lata studiowałem stacjonarnie a do tego treningi i nawet miałem stypendium naukowe i sportowe. Można ale trzeba się poświęcić. 

    No to ja nie wiem, co to były za studia. Na dziennej anglistyce UW np. nie dało by się tak raczej zrobić. Nauki jest bardzo dużo. Stypendium dostać niełatwo. Odpada wiele osób. W tym takich utrzymywanych przez rodziców.

  4. Nauczyciel akademicki – to osoba pełniąca funkcję publiczną:

    http://www.jawnosc.pl/?p=2113

     

    Granice dopuszczalnej krytyki osób publicznych:

    http://www.serwisprawa.pl/artykuly,28,23446,granice-dopuszczalnej-krytyki-osob-publicznych

     

    GRANICE WOLNOŚCI WYPOWIEDZI PUBLICZNEJ przekraczają jedynie wypowiedzi przedstawiające NIEPRAWDZIWE informacje o osobach pełniących funkcje publiczne oraz zawierające opinie, które nie mają wystarczającego oparcia w faktach.

    Ochrona wolności wypowiedzi obejmuje nie tylko opinie wyważone i rozsądne. Ocena nawet przesadzona, ale oparta na faktach prawdziwych, jeżeli nie zawiera treści znieważających, NIE POWINNA być uznana za naruszenie czci.

    Wskazuje się w orzecznictwie także, iż wolność słowa i swoboda wypowiadania się obywateli na temat działań podejmowanych przez osoby pełniące funkcje publiczne STANOWI PODSTAWOWY ELEMENT porządku prawnego.

  5. Nie chce Ci się w to wnikać? Nietypowe podejście, jak na administratora takiego forum. Może się mylę, ale wydaje mi się, że po prostu nie znasz konkretnych przepisów.

    Skoro w prywatnych szkołach podstawowych stosuje się wobec nauczycieli "przepisy dotyczące ochrony przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych", to dlaczego miało by być inaczej w przypadku wykładowców prywatnych uczelni?

    Powodowałoby to dość niejednoznaczną sytuację. Bo wykładowca wykładający i na uczelni prywatnej i na publicznej, a takich przecież nie brakuje, jednocześnie byłby osobą publiczną i nie był nią... 

    Nie jestem prawnikiem, jak już zostało nadmienione. Nie znam się na takich niuansach i zawiłościach. Zważywszy na to, o jaki kraj chodzi, wiele dziwnych rozwiązań jest z pewnością możliwych.

    Czy sugerujesz, że to, czy ktoś jest osobą publiczną, nie zależy od miejsca pracy i pełnionej funkcji, tylko od rodzaju zawartej z pracodawcą umowy? Sugerujesz, że można być osobą publiczną częściowo, albo w jednych obszarach miasta tak, a w innych nie? ;)

    A co, jeśli wykładowca uczelni i publicznej i niepublicznej, jest w drodze z jednej placówki do drugiej? Jak go wtedy należy traktować, załadając, że działa to tak, jak twierdzisz? ;) 

    Nie chciało Ci się, jak widzę, kliknąć opublikowanego linku i zwiększyć nieco swojej wiedzy w temacie. Gdybyś przeczytał, choć pobieżnie, zalinkowany tekst, zauważyłbyś, że w odpowiednim miejscu znalazło się tam słowo DODATKOWO. A więc:

    Cytuj

    [DODATKOWO [do przepisów Karty Nauczyciela]] [...] stosuje się przepisy dotyczące ochrony przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych na zasadach określonych w kodeksie karnym.

    Dziwnie podchodzisz do sprawy, Łukaszu. Niby coś tam piszesz, ale konkretnie napisać nie chcesz. A przecież po to m.in. są fora internetowe. Szkoda. Niedojrzałe to bardzo.

  6. Nie jestem prawnikiem. Prywatna, czy nie, uczelnia to uczelnia. A wykładowca to wykładowca. Nie twierdzę, że nie ma żadnych różnic między uczelnią publiczną, taką, jak UW i prywatną, jak LSW. Różnic jest wiele. Niestety na niekorzyść LSW. Skoro jednak tak świetnie orientujesz się w temacie, to proszę powołaj się na postanowienia, ustawy, paragrafy. A w międzyczasie rzuć okiem na to:

    "Do nauczycieli zatrudnionych w szkołach niepublicznych o uprawnieniach szkoły publicznej [...] stosuje się przepisy dotyczące ochrony przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych."

    http://kartanauczycielablog.pl/karta-nauczyciela-w-szkole-niepublicznej/

     

  7. Jak widzę nie przeczytałeś, albo nie przyjąłeś do wiadomości, zamieszczonych w poprzednich postach cytatów odnoszących się do kwestii krytyki osób publicznych, jakimi są nauczyciele. No cóż. A miałeś podane, jak na tacy. Prawnikiem raczej nie jesteś. Gdybyś był, znałbyś się na rzeczy. Z łaski swojej nie strasz już więcej piszących tu osób jakimiś odpowiedzialnościami rzekomo grożącymi z powodu rzeczowej i niezjadliwej krytyki ad rem osób publicznych.

  8. Pomówienie oraz zniewaga

    W przypadku pomówienia (czyli zarzucenia osobie popełnienia czynu uważanego społecznie za naganny), obok naruszenia dobrego imienia dochodzi do popełnienia przestępstwa opisanego w art. 212 kodeksu karnego. Pomówienie może dotyczyć każdego i nie musi być adresowane do szerokiego, nieograniczonego kręgu osób (można kogoś pomówić także np. w gronie znajomych). Co więcej, pomówienie dokonane w Internecie ma szczególny charakter, jako że kara za pomówienie za pomocą środków masowej komunikacji jest surowsza, niż w przypadku zwykłego pomówienia – osoba pomawiająca może liczyć się z karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

    Nawet jeżeli zarzut jest zgodny z prawdą, jego uczynienie może być niedozwolone. Ktoś, kto dokonuje zarzutu publicznie (czyli także w Internecie, pod warunkiem że treść zarzutu jest dostępna dla nieokreślonej liczby osób), nie popełnia przestępstwa tylko wtedy, gdy zarzut dotyczy osoby pełniącej funkcję publiczną, lub zarzut służy obronie społecznie uzasadnionego interesu. W szczególności niedozwolone jest czynienie zarzutu dotyczącego życia prywatnego lub rodzinnego osoby pomawianej – chyba, że ma on na celu zapobieżenie niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.

    http://www.web.gov.pl/e-punkt2_prawo_autorskie/316_1134.html

  9. Studenci nie są osobami publicznymi. Może jeszcze jeden cytat: "Krytyka  skierowana np. w osobę nauczyciela akademickiego, a nie w jego zachowanie jako takie np. sposób prowadzenia zajęć – jest tzw. krytyką ad personam, która jest, co do zasady, niedopuszczalna, a nie krytyką rzeczową, tzw. ad rem, która z kolei, co do zasady, jest dopuszczalna."

    https://www.psrp.org.pl/6587/student-w-internecie-czyli-konsekwencje-naduzywania-wolnosci-slowa/

  10. Przeczytawszy co i jak piszesz można odnieść takie wrażenie. Że jesteś po stronie tego miłego pana doktora, który teoretycznie powinien zajmować się popularyzowaniem literatury i historii Anglii, nie zaś uniemożliwianiem zaliczenia testów z tych przedmiotów. Oczywiście, masz do swoich opinii pełne prawo. Mimo wszystko jednak, zważywszy na sytuację, Twoje zachowanie jest zastanawiające.

    Dane osobowe? A czy ja podaję jego PESEL, adres, wzrost, wagę, kolor oczu i tym podobne informacje? To wykładowca. A więc poniekąd, i w jakiejś części, osoba niejako publiczna. Jego imię, nazwisko i stopnień naukowy widnieją w Sieci m.in. na planach zajęć poszczególnych semestrów. I jakoś nikt nikogo z tego powodu jeszcze nie pozwał.

    Nie wiem, czy zauważyłeś, ale wykładowcy akademiccy sami się reklamują na różne sposoby. Reklamują swoje publikacje. Reklamują swoje wykłady. I nierzadko zajęcia. Ich podstawowe dane można też znaleźć na stronach uniwersytetów, na których wykładają. I jakoś nikt nie ma z tym większego problemu.  

    Tutaj, na tym forum, imię, nazwisko, jak najbardziej jawny stopień naukowy doktora Fordońskiego, tudzież link do jego strony na facebooku, zostały podane wraz z dość lakonicznym, pozbawionym domniemań i nadinterpretacji, opisem pewnej, bardzo oficjalnej i udokumentowanej, decyzji tego pana. Niby dlaczego w kraju, w którym obowiązuje prawo do wolności słowa, mam nie mieć prawa do tego, żeby napisać wprost, że dr Krzysztof Fordoński dał studentom 5 dni na naukę semestru literatury i semestru historii, kiedy tak właśnie było?

    Czy wolno mi napisać, że dr Krzysztof Fordoński dnia tego i tego prowadził wykłady na uczelni takiej, a takiej? Czy to także jest w tym kraju zabronione? A jeśli nie jest; czym różni się to od napisania, że — zgodnie z prawdą, niestety —- dał studentom 5 dni na naukę wiadomych przedmiotów?

    Nota bene. Dr Fordoński uważa, że postąpił dobrze, słusznie i, zapewne, zgodnie z etyką wykładowczą. W czym więc problem? Zrobił, jak zrobił. Nie jest to jego zdaniem ani niewłaściwe, ani złe, ani z jakichkolwiek powodów naganne. No więc o co chodzi?

    Mój post to przecież nie jakiś ostentacyjny, złośliwy, zmyślony paszkwil. To po prostu opis tego, jak ten facet zachował się wobec swoich studentów, w czerwcu 2017, w Lingwistycznej Szkole Wyższej. Nie są to żadne domniemania na temat jego życia erotycznego, nie są to informacje o tym, gdzie i za ile doktor Fordoński kupuje pomidory, nie są to także żadne fałszywe pomówienia. Na jakich konkretnie paragrafach lokalnego prawa opierasz się zatem po raz kolejny sugerując, że moje działanie lokalne prawo narusza?

  11. To nie żaden "hejt". To tylko opis tego, co się zdarzyło. Po to m.in. jest internet. Obywatele i przyszli studenci mają prawo wiedzieć. Dzięki temu będą mogli podjąć pewne decyzje i rozpocząć działania odpowiednio wcześniej. Odnoszę wrażenie, że jesteś po stronie tego miłego pana doktora. I uczelni, która za pieniądze studentów tak im zorganizowała zajęcia. Czy tak jest?

  12. Moim zdaniem to wstyd ogromny. Wręcz hańba. Dla poważnego wykładowcy uniwersyteckiego i redaktora naczelnego takich żurnali, oczywiście. Bicie piany? Nie rozumiem Twojej oceny sytuacji. Pewne działania zostały już  podjęte. Jednak ze względu na to, jaką osobą jest Rektor uczelni, nie jest to wcale takie proste, jak mogło by się osobom nie będącym w temacie wydawać...

  13. LOL. Ale numer. Dwie krótkie wzmianki o całej sprawie zostały opublikowane na facebookowych witrynach Language Literary Studies of Warsaw oraz Polish Journal of English Studies, co do których dr Fordoński chwali się, że funkcjonuje w nich jako Editor-in-Chief. Obydwie wzmianki usunięto bez żadnego komentarza w ciągu kilku godzin. Nie ma to jak dobry, szanowany i rozsądnie się zachowujący Editor-in-Chief. Nie ma to jak wyparcie. LOL.

  14. Dwa tygodnie to też za mało, jak na naukę semestru literatury i semestru historii. Szczególnie, że studenci studiów zaocznych często w tygodniu pracują. Nikt nie bronił ani wykładowcy, ani samej uczelni, ogłosić sylabusów obydwu przedmiotów na początku roku. I wtedy było by OK. Jest zakres materiału, jest lista książek, z których należy skorzystać, są wymagania, są warunki zaliczenia i jest w porządku. Każdy może zacząć się uczyć już w pierwszym tygodniu października. Gdyby tak zrobili nie było by problemu.

    Pomówienie? Nie ma mowy o żadnym pomówieniu. Treść moich postów zdecydowanie nie ma cech takowego. Dr-a Fodrońskiego widziało i słyszało w akcji naprawdę sporo osób. Opis całej sytuacji to niestety, choć ciężko w to uwierzyć, szczera prawda. A nie jakaś złośliwa konfabulacja z nadinterpretacjami. Jest (prawie) cały IV-ty semestr świadków na to. Nieobecnych nie liczę.

    Nie udało mi się znaleźć w regulaminie studiów żadnej wzmianki o tym, z jakim wyprzedzeniem muszą być zapowiadane egzaminy. A czegoś takiego, jak "regulamin uczelni" ta szkoła nie ma.

  15. Jak to, "się zdarza"? Niby gdzie? Naprawdę odnotowano gdziekolwiek w kraju przypadki czegoś takiego? Semestr historii i semestr literatury w 5 dni? Nie wierzę. A co do regulaminu; jak Pan to sobie wyobraża? Że niby w regulaminie jakiejkolwiek szkoły wyższej są zapisy typu: "Uczelnia rezerwuje sobie prawo do tego, by wymagać od studentów opanowania semestru materiału z dwóch przedmiotów w czasie krótszym niż tydzień"?

  16. Chcę opisać sytuację, która miała miejsce w tym miesiącu, czerwcu 2017,
    w Lingwistycznej Szkole Wyższej, w Warszawie.
     
    Ostatnio, czyli na 5 zjazdów przed końcem semestru, zaczęły się, na 4-tym
    semestrze filologii angielskiej w tej szkole, literatura i historia "krajów obszaru
    języka specjalności". Są to przedmioty bardzo ważne dla przyszłych anglistów.
    Są to również, jak wszystkim doskonale wiadomo, przedmioty typowo
    pamięciowe.
     
    Tymczasem, po zaledwie jednym weekendzie wykładów, tzn. po 6-ciu
    w sumie godzinach zegarowych literatury i 6-ciu godzinach historii, studenci
    dostali na naukę obydwu przedmiotów... 5 dni. Dnia 6-tego, czyli w kolejną
    sobotę, odbyły się dwa testy zaliczeniowe.
     
    Studenci nie zostali wcześniej w żaden sposób uprzedzeni o zakresie
    wymaganego do zaliczenia przedmiotów materiału, nie mogli więc samo-
    dzielnie rozpocząć nauki literatury i historii Anglii zawczasu, we własnym
    zakresie, tak, jak tradycyjnie oczekuje się od studentów zaocznych. Studenci
    zostali poinformowani o zakresie materiału, wymaganiach i o tym, że na naukę
    będą mieli kilka dni, dopiero podczas pierwszego spotkania z wykładowcą, tj.
    na tydzień przed zaliczeniami. Nadmienię tu, że zajęcia trwały tego dnia
    (w sobotę) od 8:30 do 20:10 — i kolejnego dnia również.
     
    Nie bardzo znam się na funkcjonowaniu polskich uczelni. Czy w warunkach
    polskiego szkolnictwa wyższego coś takiego jest dozwolone i "normalne"? Czy
    studentom nie przysługuje jednak aby prawo do tego, żeby mieć czas na poważną
    i, co ważne, skuteczną naukę?
     
    W razie, gdyby ktoś miał wątpliwości; zakres materiału obejmował: historię
    Anglii od czasów najdawniejszych, do panowania Elżbiety I-szej oraz literaturę
    angielską od czasów literatury staroangielskiej, do czasów elżbietańskich.
     
    Wykłady prowadził i czasu 5 dni na naukę dał niejaki dr Krzysztof Fordoński.
     
     
    Co sądzicie o tym wszystkim?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.