Skocz do zawartości
Bad_Student_2

LSW Warszawa — 5 Dni Na Opanowanie Semestru Historii i Literatury

Rekomendowane odpowiedzi

Chcę opisać sytuację, która miała miejsce w tym miesiącu, czerwcu 2017,
w Lingwistycznej Szkole Wyższej, w Warszawie.
 
Ostatnio, czyli na 5 zjazdów przed końcem semestru, zaczęły się, na 4-tym
semestrze filologii angielskiej w tej szkole, literatura i historia "krajów obszaru
języka specjalności". Są to przedmioty bardzo ważne dla przyszłych anglistów.
Są to również, jak wszystkim doskonale wiadomo, przedmioty typowo
pamięciowe.
 
Tymczasem, po zaledwie jednym weekendzie wykładów, tzn. po 6-ciu
w sumie godzinach zegarowych literatury i 6-ciu godzinach historii, studenci
dostali na naukę obydwu przedmiotów... 5 dni. Dnia 6-tego, czyli w kolejną
sobotę, odbyły się dwa testy zaliczeniowe.
 
Studenci nie zostali wcześniej w żaden sposób uprzedzeni o zakresie
wymaganego do zaliczenia przedmiotów materiału, nie mogli więc samo-
dzielnie rozpocząć nauki literatury i historii Anglii zawczasu, we własnym
zakresie, tak, jak tradycyjnie oczekuje się od studentów zaocznych. Studenci
zostali poinformowani o zakresie materiału, wymaganiach i o tym, że na naukę
będą mieli kilka dni, dopiero podczas pierwszego spotkania z wykładowcą, tj.
na tydzień przed zaliczeniami. Nadmienię tu, że zajęcia trwały tego dnia
(w sobotę) od 8:30 do 20:10 — i kolejnego dnia również.
 
Nie bardzo znam się na funkcjonowaniu polskich uczelni. Czy w warunkach
polskiego szkolnictwa wyższego coś takiego jest dozwolone i "normalne"? Czy
studentom nie przysługuje jednak aby prawo do tego, żeby mieć czas na poważną
i, co ważne, skuteczną naukę?
 
W razie, gdyby ktoś miał wątpliwości; zakres materiału obejmował: historię
Anglii od czasów najdawniejszych, do panowania Elżbiety I-szej oraz literaturę
angielską od czasów literatury staroangielskiej, do czasów elżbietańskich.
 
Wykłady prowadził i czasu 5 dni na naukę dał niejaki dr Krzysztof Fordoński.
 
 
Co sądzicie o tym wszystkim?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to, "się zdarza"? Niby gdzie? Naprawdę odnotowano gdziekolwiek w kraju przypadki czegoś takiego? Semestr historii i semestr literatury w 5 dni? Nie wierzę. A co do regulaminu; jak Pan to sobie wyobraża? Że niby w regulaminie jakiejkolwiek szkoły wyższej są zapisy typu: "Uczelnia rezerwuje sobie prawo do tego, by wymagać od studentów opanowania semestru materiału z dwóch przedmiotów w czasie krótszym niż tydzień"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W regulaminie powinien być zapis z jakim wyprzedzeniem trzeba dać znać o egzaminie. I to wszystko. Studiowałem rok niestacjonarnie i miałem przedmioty gdzie było bardzo mało godzin i były realizowane w 1 weekend a później był egzamin. Egzamin zwykle zapowiada się 2 tygodnie przed terminem. Tydzień to faktycznie mało ale jest to zapisane w regulaminie uczelni. 

P.S. Co do zamieszczania danych personalnych na forum to chyba jesteś świadomy, że wykładowca może Cię pozwać? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwykle daje się 2 tygodnie od ostatniego wykładu do egzaminu.  Tydzień to przesada szczególnie dla niestacjonarnych. Uważam, że to przegięcie i raczej niezgodne z regulaminem. 

 

 

Rozumiem, że jesteś pewien winy wykładowcy a nie np. Uczelni? Taki wykładowca mógł być zatrudniony w uczelni na określoną liczbę godzin w tydzień i musiał zrealizować program oraz egzamin. Wówczas został zmuszony do tego przez umowę z uczelnia i nie jest w ogóle winny. W takiej sytuacji Twoje zachowanie może odebrać jako pomówienie. Zwroc tez uwage, ze nawet jak komus udowodni sie wine to nie wolno podawac jego personaliow. Ale to jak piszesz Twoja sprawa. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa tygodnie to też za mało, jak na naukę semestru literatury i semestru historii. Szczególnie, że studenci studiów zaocznych często w tygodniu pracują. Nikt nie bronił ani wykładowcy, ani samej uczelni, ogłosić sylabusów obydwu przedmiotów na początku roku. I wtedy było by OK. Jest zakres materiału, jest lista książek, z których należy skorzystać, są wymagania, są warunki zaliczenia i jest w porządku. Każdy może zacząć się uczyć już w pierwszym tygodniu października. Gdyby tak zrobili nie było by problemu.

Pomówienie? Nie ma mowy o żadnym pomówieniu. Treść moich postów zdecydowanie nie ma cech takowego. Dr-a Fodrońskiego widziało i słyszało w akcji naprawdę sporo osób. Opis całej sytuacji to niestety, choć ciężko w to uwierzyć, szczera prawda. A nie jakaś złośliwa konfabulacja z nadinterpretacjami. Jest (prawie) cały IV-ty semestr świadków na to. Nieobecnych nie liczę.

Nie udało mi się znaleźć w regulaminie studiów żadnej wzmianki o tym, z jakim wyprzedzeniem muszą być zapowiadane egzaminy. A czegoś takiego, jak "regulamin uczelni" ta szkoła nie ma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LOL. Ale numer. Dwie krótkie wzmianki o całej sprawie zostały opublikowane na facebookowych witrynach Language Literary Studies of Warsaw oraz Polish Journal of English Studies, co do których dr Fordoński chwali się, że funkcjonuje w nich jako Editor-in-Chief. Obydwie wzmianki usunięto bez żadnego komentarza w ciągu kilku godzin. Nie ma to jak dobry, szanowany i rozsądnie się zachowujący Editor-in-Chief. Nie ma to jak wyparcie. LOL.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem to wstyd ogromny. Wręcz hańba. Dla poważnego wykładowcy uniwersyteckiego i redaktora naczelnego takich żurnali, oczywiście. Bicie piany? Nie rozumiem Twojej oceny sytuacji. Pewne działania zostały już  podjęte. Jednak ze względu na to, jaką osobą jest Rektor uczelni, nie jest to wcale takie proste, jak mogło by się osobom nie będącym w temacie wydawać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To po co w każdym miejscu w Internecie atakujecie personalnie wykładowcę? Po co? Czy w przyszłości każda sprawę będziesz załatwial w taki sposób? Po każdej sprawie w urzędzie, banku będziesz robił hejt w Internecie? 

Są narzędzie i możliwości i trzeba je podjąć. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie żaden "hejt". To tylko opis tego, co się zdarzyło. Po to m.in. jest internet. Obywatele i przyszli studenci mają prawo wiedzieć. Dzięki temu będą mogli podjąć pewne decyzje i rozpocząć działania odpowiednio wcześniej. Odnoszę wrażenie, że jesteś po stronie tego miłego pana doktora. I uczelni, która za pieniądze studentów tak im zorganizowała zajęcia. Czy tak jest?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytawszy co i jak piszesz można odnieść takie wrażenie. Że jesteś po stronie tego miłego pana doktora, który teoretycznie powinien zajmować się popularyzowaniem literatury i historii Anglii, nie zaś uniemożliwianiem zaliczenia testów z tych przedmiotów. Oczywiście, masz do swoich opinii pełne prawo. Mimo wszystko jednak, zważywszy na sytuację, Twoje zachowanie jest zastanawiające.

Dane osobowe? A czy ja podaję jego PESEL, adres, wzrost, wagę, kolor oczu i tym podobne informacje? To wykładowca. A więc poniekąd, i w jakiejś części, osoba niejako publiczna. Jego imię, nazwisko i stopnień naukowy widnieją w Sieci m.in. na planach zajęć poszczególnych semestrów. I jakoś nikt nikogo z tego powodu jeszcze nie pozwał.

Nie wiem, czy zauważyłeś, ale wykładowcy akademiccy sami się reklamują na różne sposoby. Reklamują swoje publikacje. Reklamują swoje wykłady. I nierzadko zajęcia. Ich podstawowe dane można też znaleźć na stronach uniwersytetów, na których wykładają. I jakoś nikt nie ma z tym większego problemu.  

Tutaj, na tym forum, imię, nazwisko, jak najbardziej jawny stopień naukowy doktora Fordońskiego, tudzież link do jego strony na facebooku, zostały podane wraz z dość lakonicznym, pozbawionym domniemań i nadinterpretacji, opisem pewnej, bardzo oficjalnej i udokumentowanej, decyzji tego pana. Niby dlaczego w kraju, w którym obowiązuje prawo do wolności słowa, mam nie mieć prawa do tego, żeby napisać wprost, że dr Krzysztof Fordoński dał studentom 5 dni na naukę semestru literatury i semestru historii, kiedy tak właśnie było?

Czy wolno mi napisać, że dr Krzysztof Fordoński dnia tego i tego prowadził wykłady na uczelni takiej, a takiej? Czy to także jest w tym kraju zabronione? A jeśli nie jest; czym różni się to od napisania, że — zgodnie z prawdą, niestety —- dał studentom 5 dni na naukę wiadomych przedmiotów?

Nota bene. Dr Fordoński uważa, że postąpił dobrze, słusznie i, zapewne, zgodnie z etyką wykładowczą. W czym więc problem? Zrobił, jak zrobił. Nie jest to jego zdaniem ani niewłaściwe, ani złe, ani z jakichkolwiek powodów naganne. No więc o co chodzi?

Mój post to przecież nie jakiś ostentacyjny, złośliwy, zmyślony paszkwil. To po prostu opis tego, jak ten facet zachował się wobec swoich studentów, w czerwcu 2017, w Lingwistycznej Szkole Wyższej. Nie są to żadne domniemania na temat jego życia erotycznego, nie są to informacje o tym, gdzie i za ile doktor Fordoński kupuje pomidory, nie są to także żadne fałszywe pomówienia. Na jakich konkretnie paragrafach lokalnego prawa opierasz się zatem po raz kolejny sugerując, że moje działanie lokalne prawo narusza?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dlaczego oskarżonych dane nie są publikowane. Przecież zrobili to co zrobili? Jest ochrona danych osobowych i dodatkowo polskie prawo chroni osoby które się o coś oskarża. W razie czego to Ciebie pociągnie do odpowiedzialności więc ja tylko z grzeczności Cię ostrzegam. 

Wiele spraw załatwia się wewnątrz pewnej organizacji do której przecież należysz. 

 Dla przykładu. Jeśli wykładowca złapie kogoś na ściąganiu to również powinien pisać w Internecie że jest oszustem i pisać z jego danymi ? To byłoby w porządku? Czasami trzeba się nad sobą zastanowić zanim zaczniemy kogoś opisywać w Internecie. Mogłeś opisać sytuację i uczelnie oraz przedmiot. Kto by chciał znalazłby prowadzącego. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studenci nie są osobami publicznymi. Może jeszcze jeden cytat: "Krytyka  skierowana np. w osobę nauczyciela akademickiego, a nie w jego zachowanie jako takie np. sposób prowadzenia zajęć – jest tzw. krytyką ad personam, która jest, co do zasady, niedopuszczalna, a nie krytyką rzeczową, tzw. ad rem, która z kolei, co do zasady, jest dopuszczalna."

https://www.psrp.org.pl/6587/student-w-internecie-czyli-konsekwencje-naduzywania-wolnosci-slowa/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomówienie oraz zniewaga

W przypadku pomówienia (czyli zarzucenia osobie popełnienia czynu uważanego społecznie za naganny), obok naruszenia dobrego imienia dochodzi do popełnienia przestępstwa opisanego w art. 212 kodeksu karnego. Pomówienie może dotyczyć każdego i nie musi być adresowane do szerokiego, nieograniczonego kręgu osób (można kogoś pomówić także np. w gronie znajomych). Co więcej, pomówienie dokonane w Internecie ma szczególny charakter, jako że kara za pomówienie za pomocą środków masowej komunikacji jest surowsza, niż w przypadku zwykłego pomówienia – osoba pomawiająca może liczyć się z karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Nawet jeżeli zarzut jest zgodny z prawdą, jego uczynienie może być niedozwolone. Ktoś, kto dokonuje zarzutu publicznie (czyli także w Internecie, pod warunkiem że treść zarzutu jest dostępna dla nieokreślonej liczby osób), nie popełnia przestępstwa tylko wtedy, gdy zarzut dotyczy osoby pełniącej funkcję publiczną, lub zarzut służy obronie społecznie uzasadnionego interesu. W szczególności niedozwolone jest czynienie zarzutu dotyczącego życia prywatnego lub rodzinnego osoby pomawianej – chyba, że ma on na celu zapobieżenie niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.

http://www.web.gov.pl/e-punkt2_prawo_autorskie/316_1134.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.




×

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.